Ads 468x60px

środa, 23 października 2013

Jussi Adler-Olsen "Erwartung" (Efekt Marco) czyli bankier i żebrak



Wydawnictwo: dtv
Tytuł oryginału: Marco effecten
Data premiery: październik 2013
Liczba stron: 576
Cena: 19,90 euro 

Boicie się Afryki?... Jej bezprawia, biedy i bestialskich zbrodni, popełnianych przez zbrojne bandy na bezimiennych? Czy dajecie jałmużnę wymizerowanym romskim dzieciom, żebrzącym na rogach ulic, czepiającym się brudnymi łapkami waszych porządnych płaszczy i markowych torebek?... Wkurzają was milionowe przekręty na najwyższych szczeblach, uknute przez zakłamanych i skorumpowanych urzędasów?...

Jeśli choć na jedno pytanie odpowiedzieliście twierdząco, to ta książka was poruszy. Szarpnie za delikatnie struny sumienia, elementarnego poczucia sprawiedliwości, obudzi atawistyczne lęki, nad którymi nie macie kontroli. I jest to zamierzony efekt. Efekt Marco. Sztuczka, którą Jussi Adler-Olsen opanował do perfekcji. To już piąty tom z rewelacyjnej serii o departamencie Q i kultowej trójcy, złożonej z Carla Moercka, jego niezwykłego asystenta Assada i jeszcze bardziej osobliwej Rose. I jak to z każdą dobrą kryminalną serią bywa, połowa sukcesu tkwi w bohaterach. W tej kwestii nikt, kto choć raz zetknął się z tym tercetem egzotycznym, nie będzie miał wątpliwości: nasz Duńczyk, wymyślając sobie swoje postacie, musiał przeżyć supernatchnienie, natchnienie natchnień, pocałunek królowej muz, albo... skonsumował jakieś dziwne substancje. Stworzenie takich bohaterów równało się szóstce w lotto i mniej więcej tak samo się opłaciło - Adler-Olsen już od jakiegoś czasu nie musi się martwić o swoją emeryturę. Nagromadzenie absurdalnych scen, gagów, nieprawdopodobnych dialogów może przywodzić na myśl najlepsze dokonania naszej Chmielewskiej. Wydaje się, że strumień bonmotów z wielbłądem nigdy nie wyschnie, choć upajanie się zbyt wielką ilością wody z tego ruczaju może niekiedy spowodować fizjologiczny odruch odbijania.

Wróćmy jednak do meritum. Piętnastoletni Marco jest członkiem romskiej bandy, trudniącej się w sposób profesjonalny żebraniem i kradzieżami kieszonkowymi. Jego klan, trzymany żelazną ręką przez jego herszta to zbieranina dzieciaków, w większości bez przeszłości i na pewno bez przyszłości. Nie chodzą do szkoły, nie umieją czytać, często celowo okaleczani, by wzbudzać litość odpasionych obywateli zamożnej Europy, ciągną z miasta do miasta, by napełniać kiesy herszta. Marco jest inny. Jako jedyny z dziatwy nauczył się czytać i pisać. Sam zdobywa wiedzę, spragniony jej jak wielbłąd na pustyni (o, udzieliło mi się...), kradnie książki i spędza każdą wolną chwilę w publicznej bibliotece. Kiedy przypadkiem dowiaduje się, że szef klanu chce go okaleczyć, by zwiększyć wpływy z żebrów, Marco postanawia uciec. Z pościgiem na karku kryje się w końcu w lesie, w zagłębieniu z miękkiej ziemi i liści. Liści, skrywających... ludzkie zwłoki. Chłopiec domyśla się, że ten trup to nie przypadek. Już wkrótce zyskuje pewność: to jego klan zamordował tego człowieka. Kim on jest? I za co spotkała go śmierć?...

Wątek Marco i zakopanych pod liśćmi zwłok łączy się z inną zbrodnią, dokonaną w Kamerunie. I milionowym przekrętem wielkiego banku i duńskiego ministerstwa pomocy humanitarnej. I oczywiście z Carlem Moerckiem, który chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc), przystępuje do rozwiązania zagadki.

Intryga jest przednia, nietypowa, poruszająca. Wydawałoby się: sukces gwarantowany. I rzeczywiście, powieść tuż po ukazaniu się w Niemczech znalazła się na pierwszym miejscu list bestsellerów i na razie z niego nie schodzi. Dlaczego więc nie wrzątek? Może dlatego, że swymi znakomitymi dotychczasowymi powieściami autor zawyżył poprzeczkę. Może dlatego, że niektóre dowcipy, powtarzane po wielokroć, jednak przestają śmieszyć. A może dlatego, że intryga, jakkolwiek znakomicie wykoncypowana, rozmywa się na prawie sześciuset stronach, bardzo mocno trącąc gdzieniegdzie melodramatyczną opowieścią z przewidywalnym zakończeniem. Adler-Olsen bardzo chciał zaistnieć na amerykańskim rynku. I zaistniał. Czy zrobił to kosztem głębi, posępnego klimatu, tych wszystkich walorów, które dotąd opierały się wymogom komercji, musicie ocenić sami. O ile ktoś wreszcie zacznie kontynuować wydawanie tego cyklu w Polsce...



Pierwsze zdanie: "Ostatni poranek w życiu Louisa Fona rozpoczął się jak łagodny szept."
Gdzie i kiedy: Dania, Kamerun, współcześnie
W dwóch słowach: bankier i żebrak
Dla kogo: dla fanów serii, oczywiście, oraz dla ceniących niesztampowych bohaterów. Upodobanie do gagów pustynnych nie zaszkodzi.
Ciepło / zimno: 73°

28 komentarzy:

  1. Przestałam wierzyć w wydanie pozostałych tomów serii. Wydawnictwo na targach książki w Warszawie obiecywało wznowienie pierwszej części z filmową okładką - Kobieta w klatce ma premierę 29 listopada, a o książce ani słychu, ani widu w zapowiedziach...Chętnie przeczytałabym tą i poprzednie tomy Adlera-Olsena, nawet jeśli nie są tak dobre, jak dwie pierwsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwo tkwi zdaje się w jakimś pacie i nie jest w stanie uporządkować własnych interesów. Seria jest murowanym sukcesem, jeśli nie radzą sobie, nie są w stanie wydać tomów, do których mają licencję, to niech przynajmniej je sprzedadzą... Chętnych na pewni nie zabraknie. Dla czytelnika to najgorsza sytuacja z możliwych:-(

      Usuń
  2. Nie znam książek autora ale z tego co widziałam,to chyba tylko dwie jego powieści są w Polsce dostępne. Wnioskuję,że są świetne. Jeśli uda mi się znaleźć to na pewno przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na wszystkie odpowiedziałam tak. Heh, historia zaiste ciekawa. Czy mówi się "z żebrów" czy z "żebractw"? Dziwne słowo "żebrów". A jakie to straszne! Widywałam takie osoby, z dziećmi na rękach - jakżeś dorosły, to sobie żebrz, ale dlaczego męczą te biedne dzieci? Nie rozumiem.
    Któryś już raz z rzędu namówiłaś mnie na książkę, której nie mogę przeczytać. Albo zakładaj obiecane wydawnictwo, albo mnie już nie wódź na pokuszenie!

    Swoją drogą - 20 euro za książkę? Strasznie drogo.
    PS. Literówka, głodomorze (" może pzywodzić na")

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znasz słówka "żebry"?... Jest nawet taki dowcip: Jakaś babcia przechodzi przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Na to stojący niedaleko policjant:
      "Na zebry, babciu, na zebry". A ona: "Sam se idź na żebry, łachmyto jeden! Ja mam rentę!"
      Wydawnictwo w tym wypadku chyba też nie pomoże, dopóki Słowo Obraz Terytoria będzie kisić zakupioną licencję (licencje?...).... Wkurzająca sytuacja.
      Cena owszem, bolesna była, ale potrzebny mi był egzemplarz papierowy, bo jak miałam iść po autograf z kindlem?!... Żeby mi po ekranie maznął czymś niezmywalnym?... Ale za to mam ładne wydanie, w twardej oprawie, dla wnuków będzie w sam raz, z autografem:-)
      PS. Czujna jak zwykle... Nie wiedziałaś, że "r" smakują najlepiej? ;-)

      Usuń
    2. Autograf na Kindlu - to by była pamiątka;) Taka... wieczna ;)
      Haha, znam słowo "żebry", a nie masz tak czasem, że odmiana jakiegoś słowa, którego znasz, brzmi dla Ciebie jakoś egzotycznie? ;) Tobie pewnie nie, boś tłumacz, to słowa są Ci znane wszystkie ;)
      A co do wydawnictwa to rzeczywiście. Psy ogrodnika? Szkoda, że cierpią przez to czytelnicy.

      Usuń
  4. Nic nie szkodzi, że słabsza, i tak Ci zazdroszczę tych książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam marudzę, że słabsza, po rozpuszczona jestem. I tak jest lepsza od masy.

      Usuń
  5. Nie czytałam jeszcze żadnej książki z serii, ale mam w planach. Jak już przeczytam to, co u nas dostępne to pewnie zacznę pomstować na wydawnictwo za zaprzestanie kontynuacji serii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam gorąco tę serię, a ponieważ nadzieja umiera ostatnia, nie przestaję wierzyć, że kiedyś ktoś ją wyda w Polsce do końca. Docelowo ma być dziesięć tomów:-)

      Usuń
  6. A ja się wciąż nastrajam do notki o "Kobiecie ..." i szczerze przyznam, że znaczna jej część to byłby jakby żywcem Twój drugi akapit. Tak gdzieś od "(...) nasz Duńczyk ..." :D I też żałuję, że brak przekładów :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, o humorystycznej stronie tych powieści możnaby długo i namiętnie... Przyznam, że czasem, po pięciu tomach, myślę sobie w skrytości, że chyba już dość, że mam już jakiś przesyt. Ale i tak sięgam po kolejny tom, a Jussi potrafi zaskoczyć: albo wprowadza jakieś kolejne zapętlenie w życiu Moercka, albo zdradza jakiś ważny szczegół ze skrywanych biografii Rose i Assada. I wszystko zaczyna się kręcić:-)

      Usuń
  7. Ostatnie zdanie powinno być na początku i to drukowanymi literami.
    Ja tam chętnie bym poczytała o tych powtórzeniach, braku głębi i czym tam jeszcze. Chyba szybciej naucze sie niemieckiego niż zobaczę kontunuację serii na naszych półkach.
    Ach, jo :(
    opty2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opty, w razie czego uderzaj do mnie! Może bym zrobiła jakiś kurs podstawowy niemieckiego dla przyszłych czytelników kryminałów? Z takim elemenarnym słownictwem typu: morderstwo, psychopata, rozbryzgi krwi...;-) Deutsch für Krimileser - czy to nie brzmi bardzo marketingowo?...

      Usuń
    2. He he he baaardzo marketingowo :)))
      Już siedzę w ławce ;)
      opty2

      Usuń
  8. Wydawać by się mogło na logikę, że jak wydawnictwo cienko przędzie, to przede wszystkim powinno wydawać to, co się sprzedaje i na co czytelnicy czekają, a nie jakieś książki niszowe. Ale jak widać ta logika jest obca wydawnictwu Słowo/obraz terytoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Logicznie myśląc, tak. Zwłaszcza że zdaje się jest już gotowy przekład (poprawcie mnie, jeśli się mylę), nie wiem jak z redakcją, ale to już niewielki nakład, tylko wydrukować i już. Konsternujący jest również brak informacji, tudzież sprzeczne wiadomości...

      Usuń
  9. Na tle innych kryminałów, wszystkie o departamencie Q są na dziesiątkę. Potem można je oceniać w ramach serii, i wtedy Efekt Marco może być słabszy niż inne tytuły. Dla mnie, ze względu na tematykę, jest tak jak napisałaś na początku "szarpie za delikatne struny sumienia".
    Zastanawiam się jak to możliwe, żeby wydawnictwo nagle po dwóch tomach przestało wydawać kolejne?
    Fanom serii proponuję naukę duńskiego, ewentualnie szwedzkiego, bo Szwedzi wydają kolejne tomy ekspresowo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Beata, na tle innych kryminałów Adler Olsen wypada rewelacyjnie. Nad nauką szwedzkiego czy duńskiego się poważnie zastanawiam, a może wrócę do rozpoczętej kiedyś na studiach nauki norweskiego?... :-)

      Usuń
    2. w j. niemieckim też są dostępne i kolejne tomy są jeszcze lepsze niż poprzednie!

      Usuń
  10. Troch mi wstyd, bo za każdym razem, gdy czytam o tym autorze na Twojej stronie, postanawiam sobie, że w końcu poszukam jego książek, a potem gdzieś mi to umyka...

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że nie ma kar za "kiszenie" praw do książek - Znak zabuliłby za serię o Thursday Next, a Słowo/obraz terytoria - za Departament Q...
    I już byłaby kasa na nagrody w konkursach literackich! ;)

    A pomysł na kurs Deutsch für Krimileser bardzo dobry - kar nie ma, książek nie ma, a leserzy (w polskim znaczeniu słowa leser), którym się nie chciało wystarczająco przyłożyć do nauki języków obcych, plują sobie w brody... ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeden z tych autorów do których jeszcze nie dotarłam, ale skoro zaprzestano na razie jego wydawania, to może i lepiej, bo już mam dość innych serii w których usycham do ciągu dalszego.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam "Kobietę w klatce" i moim zdaniem to świetny kryminał. "Zabójcy bażantów" czekają w kolejce na przeczytanie. Za granicą już został wydany 5. tom, a u nas dopiero 2. Ciekawe, kiedy ukażą się kolejne...

    OdpowiedzUsuń