data wydania: 4 października 2011
język: niemiecki
tytuł oryginału: Gjenferd
ilość stron: 576 Seiten
Jo Nesbø |
Najpierw parę słów o tytule: niemieccy wydawcy uraczyli czytelników pięknym tytułem "Die Larve" (owszem, larwa...). Jak to się ma to oryginału, prawdę mówiąc, nie wiem, polskie wydanie ma mieć tytuł "Upiory" to chyba jest bardziej zbliżone do oryginału. Gdzieś znalazłam informację, że słowo "die Larve" użyte tu zostało w innym, przestarzałym znaczenium i oznacza tyle co "maska", albo "pusta, nieruchoma twarz". Jak dla mnie, totalny niewypał.
Niewypałem natomiast definitywnie nie jest treść dziewiątego tomu przygód Harry'ego. Poprzednie dwie powieści ustawiły poprzeczkę dość wysoko, co postawiło autora przed wyzwaniem, na jakim wielu innych poniosło porażkę. Wszak oczekiwania milionów czytelników są ogromne. A jednak. A jednak udało mu się stworzyć coś, co już od pierwszy stron jest po prostu cholernie dobre. Jak on to robi, ten Nesbo, że już w pierwszym zdaniu wiąże czytającego i już nie puszcza, aż do ostatka?... Nie chcę spojlerować, bo wiem, z jakim utęsknieniem niektórzy czekają na rozkosz otworzenia dziewiczej książki, by znaurzyć się w pierwszych zdaniach. Powiem tylko jedno: już sama pierwsza scena ze szczurem jest przenikająca na wskroś.
Wielu niemieckich autorów recenzji pisało w swoich wrażeniach z lektury, że po "Pierwszym śniegu" i "Pancernym sercu" ten wyczekiwany dalszy ciąg jest mocny, ale nie dość dobry. Że książka rozczarowuje. Pod względem akcji, intrygi, śledztwa - może i tak. Ale to w "Upiorach" Harry daje wgląd w swą duszę, czego nie zrobił w żadnej z dotychczasowych powieści. To niewąptliwie najbardziej poruszająca i osobista ze wszystkich książek o nim. Ale czy Harry jest jeszcze TYM Harrym, którego znamy i uwielbiamy?... Czy jest jeszcze samotnym wilkiem i facetem o wyjątkowym talencie do rujnowania sobie życia? Zobaczcie sami.
Okładka polskiego wydania (zapowiedź) |
Na koniec dwie informacje: po pierwsze, powieść ma w zakończeniu wredny "cliffhanger" i musi, po prostu musi być dalszy ciąg. Po drugie: za sfilmowanie "Pierwszego śniegu" zabrał się właśnie nie kto inny, jak sam Martin Scorsese. No i czy to nie znakomita wiadomość?...
Moja ocena 5/5 (a jakżeby inaczej...).
"Baza recenzji Syndykatu ZwB"
ja też czekam na tę pozycję z wyczekiwaniem... ale... gdzie odnośnik do bazy Syndykatu? :D
OdpowiedzUsuńAaa... już jest :-).
OdpowiedzUsuńA ja jeszcze nic Nesbo nie czytałam, nawet 1 kartki:(, aż mi momentami wstyd, może kiedyś się zmobilizuję.
OdpowiedzUsuńZ prozą Pana Jo Nesbø nie miałem okazji się spotkać, a szkoda, widzę że mogłoby to być ciekawe przeżycie. Musiałbym jednak chyba zacząć od "Pierwszego śniegu."
OdpowiedzUsuńPierwszy chronologicznie jest w zasadzie "Człowiek-nietoperz", potem "Karaluchy", "Czerwone gardło", "Trzeci klucz", "Pentagram", "Wybawiciel" i dopiero "Pierwszy śnieg". Wiele wątków jest jaśniejszych, jeśli zna się poprzednie, ale ja też nie czytałam chronologicznie, i żyję...:-) Możesz zacząć od "Pierwszego śniegu".
UsuńNo, już się nie mogę doczekać. I książki i filmu:)
OdpowiedzUsuńJa też czekam na film :-)
UsuńJa mam już za sobą "Czerwone gardło" i "Trzeci klucz". Wkrótce, mam nadzieję, przeczytam "Pentagram". Książki Nesbo są moim zdaniem jednymi z lepszych, jeśli chodzi o skandynawskie kryminały. Bo np. przez Mankella przebrnąć nie potrafię :P
OdpowiedzUsuńNesbo, moim zdaniem, to Parnas skandynawskiego kryminału. Większość pozostałych wzoruje się na nim, albo na Mankellu... Ale Mankella też lubię!
Usuńsuper pisarz. najlepszy jest chyba tryptyk z oslo( zerwone gardło trzeci klucz i pentagram) oraz wybawiciel
OdpowiedzUsuńDawno żadna książka mnie nie poruszyła jak zakończenie Upiorów. Ukłon dla Nesbo za to jaki jest i jak konstruuje fabułę a jednocześnie mam ochotę przywalić mu w twarz za odebranie mi wiary w ludzi i zwykłe człowiecze szczęście.
OdpowiedzUsuńNo, dobra. Powiem szczerze, że recenzję "przeleciałam" wzrokiem, żeby sobie nic nie zepsuć ("Upiory" jeszcze przede mną), ale uff - obie lubimy Harry'ego. Ja to chyba nawet się w nim trochę podkochuję, stara a głupia, nie mówiąc o tym, że prawdę mówiąc nie chciałabym takiego chłopa w domu... ;) Ogólnie rzecz biorąc Nesbo to nowy mistrz, właśnie dzisiaj przyszły dwie książki - "Karaluchy" i "Upiory", czytam już. Z jednej strony nie mogę się doczekać, aż poznam wszystkie, a z drugiej boję się, że jak skończę, nie doczekam się nowej książki... Pozdrawiam fankę z Niemiec ;)
OdpowiedzUsuńha! właśnie zeżarłam, dosłownie, serię o Hole'u, ale "Upiorów" jeszcze nie znam. A równie genialne książki piszę Nesbo dla dzieci!
OdpowiedzUsuńKocham Jo :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUWAGA DO WSZYSTKICH - BARDZO WAŻNE ! : )
OdpowiedzUsuńJak już wspomniałyśmy, 23 kwietnia Jo Nesbø odwiedzi nas w Polsce, a dokładniej we Wrocławiu. Wiemy, że nie każdy ma możliwość pojawienia się tam dlatego jedziemy, żeby zdać wam relacje.
Wpadłyśmy na pomysł, żeby utworzyć kolaż ze zdjęciami fanów z Polski i dać mu 23 kwietnia w prezencie. Dlatego teraz zwracamy się z prośbą do WAS.
Jeśli chcecie pomóc nam zrobić miłą niespodziankę Jo Nesbø i dołączyć się do kolażu, wysyłajcie zdjęcia mówiące o tym jakimi wielkimi fanami jesteście na nasz e-mail
--> harryhole.fanmail@gmail.com
Do Kolażu dołączymy kilka zdań od was!
Koniecznie udostępnijcie ten post dalej! Niech jak najwięcej fanów dowie się o tej akcji! : )
Z waszą pomocą uda się!
www.facebook.com/onthetrial.of.harryhole
Pozdrawiamy,
D&S
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa na razie przeczytałem 3 książki Nesbo, w tym tylko 1 z serii o HH: "Czerwone gardło", "Łowcy głów", "Krew na śniegu".
OdpowiedzUsuńPierwszą, harryhole'ową, oceniam średnio, natomiast "Łowcy głów" i "Krew na śniegu" wymiatają: być może w dużej części to zasługa pierwszoosobowej narracji, ktorą tak bardzo lubię.
"Łowcy" - pełna wartkiej akcji, nowoczesny język. Już wstęp, ach, miodzio. A pierwszy rozdział rozwala po prostu.
"Krew na śniegu" z kolei zaskakuje spokojną narracją i poetyckim językiem. Palce lizać. Chcę więcej... więc kupuję za "Więcej krwi", zaczyna się wybornie.
Ale wezmę się też do innych części Harry'ego Hole, może się i do nich przekonam.
A propos "Czerwonego gardła...
OdpowiedzUsuńChoć nie znam norweskiego, to jednak jako tłumacz (domena: angielski), obcując z przekładami, wietrzę zawsze podstęp (czytaj: podejrzewam niedoróbki i babole tłumacza).
Mam pewne zastrzeżenia do przekładu "Czerwonego gardła (wydanie kieszonkowe, 2015):
- na ss. 47 i 385 pojawia się tytuł pieśni "Bóg jest naszą mocną twierdzą", tymczasem chodzi o znaną (Norwegia to głównie luteranie) pieśń ułożoną przez Lutra "Warownym grodem jest nasz Bóg";
- tłumaczka prawdopodobnie nie wyłapała identyczności pewnej frazy (prawdopodobnie, bo nie znam oryginału), którą przełożyła różnie - raz jako "Na marnie oświetlonym tylnym podwórzu strumyk moczu błyszczał, poszukując najniższego punktu w okolicy" (s. 85), drugi raz jako "strumyk, który lśnił lekko w marnym świetle, poszukując najniższego punktu w okolicy" (s. 94);
- ss. 141 i 150 mamy "Afrykę Południową" zamiast - jak podpowiada kontekst (Johannesburg, Południowoafrykańczycy) - "RPA";
- na s. 196 mamy "szefa personelu", podczas gdy chodzi zapewne o szefa kadr (in. szefa działu personalnego ewentualnie nowocześnie szefa działu HR);
- zastanawia mnie, czy aby pojawiający się na s. 209 fragment o "podawaniu informacji łyżeczką" to nie jakiś norweski nieprzełożony idiom;
- na ss. 211, 214 i 394 pojawia się fraza "święci ostatnich dni", co przypuszczalnie jest nawiązaniem do oficjalnej nazwy mormonów (Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich), czego tłumaczka nie dostrzegła i źle przełożyła;
- islamskie święto "eid" (ss. 216 i 361) to po polsku raczej Święto Przerwania Postu, Id al-Fitr lub Ramadan Bajram (po norwesku skrótowo "id" lub "eid");
- na s. 220 mamy "jestem sceptyczny", co na polski należy tłumaczyć w tym kontekście jako coś w rodzaju "Coś mi się wydaje, że film będzie kiepski/nie będzie za dobry/ że ten film to klapa" albo "Jakoś sceptycznie zapatruję się na ten film";
- na s. 337 mamy "jest bardzo zimną rybą" (o osobie), podczas gdy zapewne chodzi o pochodzący z angielskiego idiom norweski oznaczający kogoś, kto jest bryłą lodu, jest bardzo b. nieczuły/niewrażliwy, jest "zimny jak ryba", ale nie jest "zimną rybą";
- na s. 350 mamy "w starym zacnym" (Imperialu) - to pewnie (tak samo jak w angielskim) idiom oznaczający "poczciwy";
- zastanawia mnie też, czy "przyciąga panny jak bibuła" (s. 393) to też nie norweski idiom (nie chodzi aby o "przyciąganie jak magnes"?);
- lepiej też, bo bardziej idiomatycznie, brzmiałoby "dziwnym trafem" (niż "dziwnym zbiegiem okoliczności" - s. 396) i "epoki kamienia łupanego" (niż "epoki kamiennej" - s. 218; w oryginale nie chodzi tu o ścisłość naukową).
No, nie wygląda to zbyt dobrze. Sama czytałam "Gardło" po niemiecku, jak zresztą cały cykl o Harrym, więc ominęło mnie obcowanie z babolami.
UsuńGeneralnie trzeba powiedzieć, że wszyscy my tłumacze, ja też, popełniamy błędy. Nawet ci najlepsi z nas, co bywa, że wychwytuję w polskich przekładach okrzyczanych jak "znakomite". Jednak częstotliwość i charakter błędów, które tu wymieniłeś, świadczą o... sama nie wiem. Niektóre z tych błędów po prostu nie powinny się zdarzać. I już. A przy tym ta tłumaczka jest chwalona, jej przekłady uchodzą za znakomite...
Przyznam, że coraz rzadziej sięgam po przekłady. Jeśli mam możliwość przeczytania czegoś w oryginale - czytam w oryginale. Znakomita większość rozpoczętych i porzuconych przeze mnie książek to wina kiepskiego, drewnianego tłumaczenia, pełnego językowych kalek i zwykłych błędów wynikających z niezrozumienia oryginału (te ostatnie zdarzają się tak często, że aż się nie chce wierzyć)... No, ale to temat rzeka, długo by o tym mówić, pisać i dyskutować. W każdym razie dziękuję za wyczerpującą listę błędów. Ku przestrodze.
PS Po (staro)polsku "larwa" to także "maska" oraz "upiór, mara, straszydło, maszkara". Języki się przenikają...
OdpowiedzUsuńTo staropolskie znaczenie zapewne jest najbliższe tej użytej w niemieckiej wersji "die Larve", choć po niemiecku nie spotkałam się ze znaczeniem "upiór, maszkara", raczej ze znaczeniem "maska, nieruchoma twarz".
UsuńNo cóż, jak zaznaczyłem, nie znam norweskiego, więc chciałbym, żebym w większości wspomnianych przypadków się mylił... ale translatorsko-redakcyjny niuch podpowiada mi, że w większości z nich (o ile nie we wszystkich) mam rację.
OdpowiedzUsuńTu link do mojej innej opinii nt. translatorskiego gniota (przekładu Zimnickiej mimo wszystko, mimo potknięć, które nie powinny się pojawić, gniotem nie nazywam, poza ww. błędami pisze ładną, zgrabną polszczyzną):
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/54958/lyonesse/opinia/34486882#opinia34486882
A błędy jako tłumacz też popełniam, zdaję sobie też sprawę z DEADLINE'ów, których już sama polska (sic!) nazwa przyprawia o ciarki! Jednak redaktorska wędka powinna z mętnych wód pomroczności jasnej tłumacza babole wyłapać :)
Zresztą, ponieważ na blogu jest co nieco o fantastyce, dlatego pozwolę sobie jednak ową własną opinię nt. translatorskiego gniota przytoczyć w całości.
OdpowiedzUsuńAutor: Jack Vance
Tytuł: Lyonesse
Książka porządnie napisana, ale przekład... sami zobaczcie niżej, jaka rzeźnia. Tłumaczka, A. Dłużak, dała ciała na całej linii.
1. Błędy z samego wstępu, liczącego zaledwie 2,5 strony:
- 'The Elder Isles' oddano jako "wyspy Elder" zamiast po prostu "Starsze Wyspy";
- 'Bede' przełożono jako "Bede" - czyżby tłumaczka nie słyszała o Bedzie (Czcigodnym)?
- 'Hybras' (tu = Hy-Brasil) to żadne "Hybrydy", tylko po prostu "Hybras", w mordę jeża;
- 'Nennius' oddano jako - a fe! - "Nennius" zamiast "Nenniusz";
- 'Druids' to rzekomo "Druidzi" - ortografia się kłania, wracamy do podstawówki;
- 'Avallon' to wg tłumaczki "Avallon", aż zęby bolą;
- 'St. Columba' to rzekomo "św. Kolumb" - cóż to, nie słyszeliśmy o panu, co zwał się św. Kolumban (ewent. św. Kolumba)?
- 'Hy Brasill' to niby "Hy Brasili" (nawet porządnie przepisać się tłumaczce nie chciało), po polsku to "Hy-Brasil";
- 'Old Gaul' to - fuj! - "Stara Galia", a tak naprawdę "dawna Galia";
- 'In the waning days of the [Roman] Empire' to rzekomo "W mrocznych dniach Imperium" zamiast "U schyłku Imperium Romanum/ Gdy Imperium Romanum chyliło się ku upadkowi", krucafuks;
- 'The bishops strove mightily against the olden gods, halflings and magicians alike' ma niby oznaczać "Biskupi sprzeciwiali się [!] ostro wierze w starych bogów, szarlatanów [!] i magików [!], tymczasem znaczy "Biskupi ostro/zaciekle zwalczali prastare bóstwa, halflingi i czarowników", jerum pajtasz, co za jatka;
- 'ogre' - mistrzostwo świata! - to niby "wilkołak"!
- kolejne horrendum: 'Galician Cuckoos' to rzekomo "Galijskie Kukułki" miast "galisyjskie półgłówki/głąby" (ejże, nie odróżniamy
Galii od hiszpańskiej Galicji i znamy tylko jedno znaczenie 'cuckoo'?);
- 'Board of Notables' (pierwowzór Okrągłego Stołu) to żadna "Ława Notabli, ", lecz choćby "Płyta Dostojnych, normalnie brak słów;
- 'robber knights' oddano jako "rozbójnicy" zamiast jako "raubritterzy" czy "rycerze rozbójnicy", ech...;
- 'the Battle of Orm Hill' to nie "bitwa o Wzgórze Orm", lecz "bitwa na wzgórzu/górze Orm", psiakrew;
- 'good Roman gold' ma niby znaczyć rzekomo "dobre, rzymskie złoto", tymczasem oznacza "niemało rzymskiego złota", krew zalewa;
c.d.
OdpowiedzUsuń- 'imps' to zgodnie z kontekstem nie "skrzaty", tylko "dzieci/dziatki/dziatwa/latorośle", do jasnej anielki;
- 'tale-tellers' nie oznacza tu "pieśniarzy": lepiej rzecz oddać zupełnie inaczej, choćby jako "późniejsze relacje";
- 'Mokous the Boar' (bóstwo celtyckie) lepiej oddać nie jako "Mokous Knur" (fe!), lecz jako "dzik Mokos/ dzik Moccus";
- 'the worship of (gods)' to w opinii tłumaczki - o zgrozo! - "okazywanie szacunku" zamiast "oddawanie czci/ czczenie".
2. Fragmenty ze wstępu niebędące błędami, ale które można by przełożyć
inaczej, tak by lepiej pasowały do klimatu książki, niejako uwiarygadniając jej
tło:
- 'Geoffrey of Monmouth' mogło było zostać oddane jako "Godfryd/Gotfryd z Monmouth";
- 'Kernuun the Stag' to nie tyle "Kernuun Jeleń", lecz raczej "rogaty Cernunnos" (bóstwo w celtyckim panteonie);
- 'St. Elric' zdecydowanie lepiej brzmi jako "św. Elryk" zamiast jako "św. Elric".
Tyle tylko dzieje się w samym wstępie, możecie sobie wyobrazić, jak resztę powieści pokancerowała tłumaczka. Powieści notabene wcale dobrej. Przekład to mord na dziele Vance'a, każda strona krwawi...
ACHTUNG, ACHTUNG: polski przekład omijać szerokim łukiem, zetknięcie grozi obłędem (a przynajmniej zszarganiem reputacji autora)!
larwy fuu ale mimo to poczytam
OdpowiedzUsuń