Wydawnictwo Literackie
Oryginalny tytuł: Till dess din vrede upphör
Przekład: Beata Walczak-Larsson
Data premiery: maj 2012
Liczba stron: 352
Cena: 34,90 zł
Macie tak czasem, że czytacie jakąś książkę, wyczuwacie jej siłę, potraficie wyliczyć szereg plusów, podskórnie czujecie, że powinna was zachwycić, porwać, ponieść ze sobą, ale tego nie robi? Nix, niente, niet. Ja mam coś takiego z kolejną powieścią skandynawskiej królowej kryminału (której to już?) Åsy Larsson.
Choć przyznam, że sam początek ma w sobie niesamowity impet i siłę wyrazu. W zasadzie jest najmocniejszym elementem tej powieści, zostawiającym wszystkie następujące po nim sceny w mdławym cieniu. "Pamiętam, jak umarliśmy". My - to siedemnastoletnia Wilma i jej chłopak Simon, którzy udają się na podwodną wyprawę, zamierzając zbadać dno pobliskiego jeziora, o którym krążą słuchy, że w czasie wojny zatonął w nim niemiecki samolot. Wyzwanie, zapach przygody, młodzieńczy zapał, radość życia i odkrywania - Wilma aż tryska energią i animuszem, ale opowiadając o tym wszystkim z perspektywy martwej osoby. I już samo to jest chwytem niezwykłym, odważnym, choć niebezpiecznym, bowiem pierwiastek nadprzyrodzony, mistyczny, w kryminałach - gatunku ze wszech miar realistycznym - często ześlizguje się z wytyczonego szlaku i ląduje w grzęzawisku miernoty. Sposób, w jaki Wilma opowiada o swojej śmierci, jest bez dwóch zdań mistrzowski.
Mocny akcent na wstępie to fajna rzecz, ale nie każdemu udaje się przekuć go na fabularny kapitał. Tutaj, mam wrażenie, cięciwa napięcia rozpręża się, by tylko miejscami powrócić do pierwotnej, naciągniętej do granic możliwości formy. Akcja zwalnia tempo i toczy się dalej niespiesznie, przeskakując raz po raz w przeszłość. Czytelnicy zaznajomieni z prozą Larsson z radością zapewne powitają powrót starych znajomych, także i tutaj śledztwo związane z wyjaśnieniem okoliczności śmierci dziewczyny (bo ciała chłopaka nie znaleziono), prowadzą dwie kobiety, które sprawdziły się w poprzednich "odcinkach": policjantka Anna Maria Mella i prokurator Rebeka Martinsson. Trop, czego się można było spodziewać, prowadzi do przeszłości, dalekiej, wojennej, stanowiącej niechlubny przedział w dziejach Szwecji, i nieco mniej odległej, ale też ponurej.
I w zasadzie na tym koniec, jeśli chodzi o niespodzianki. Bardzo szybko wiadomo, kto stoi za brutalnym zabójstwem młodych, autorce zaś pozostaje tylko odkrywanie krok po kroku, dlaczego. Czyni to w sposób lekko odealniony, posługując się duchem zmarłej - dzięki wspomnieniom nieżyjącej Wilmy czytelnik prędzej od organów ścigania dowiaduje się, jak było naprawdę. Zabieg ten może się podobać, ale nie musi. Ja mam z tym pewien problem i wolę zdecydowanie, kiedy kryminał pozostaje w realistycznych ramach, choć tutaj metafizyczne wstawki nie wpływają, chwała Bogu, na śledztwo, a są jedynie elementem zabawy z czytelnikiem, retoryczną figurą, pozwalającą na wprowadzenie inności, wyróżnienie się z masy.
Długo trawiłam tę książkę, próbując dociec, co mnie w niej uwierało. I do końca nie wiem, czy to wina chaotycznego przeskakiwania z narracji w czasie teraźniejszym na czas przeszły, nietrzymającego się żadnego schematu, powodującego swoiste rozedrganie i zadyszkę. Nie wiem, czy irytowały mnie obie główne panie szukające prawdy, nieporadne, rozedrgane tak jak nić narracji, dające się ponosić emocjom, pełne dobrotliwej empatii, słabe i silne na przemian. Podobały mi się niektóre, bardzo mocne, znakomicie zarysowane sceny, po których następowały takie, które doprowadzały mnie do rozpaczy irracjonalnością, albo po prostu nużące. Larsson poruszyła tu kilka strun, na których dźwięk jestem niezmiernie wrażliwa - starość w jej opisie jest bezdennie smutna, porażająco okrutna, dogłębnie obrzydliwa. W tych momentach staje się prawdziwe twierdzenie o nieporównywalnej społecznej wrażliwości pisarzy skandynawskich, a także o niezwykłej ostrości uprawianej przez nich socjokrytyki. Larsson jest momentami gniewna, momentami zaś babska. Babska w tym pejoratywnym znaczeniu: rozchwiana, nadmiernie emocjonalna, irracjonalna. I niech każdy sam sobie odpowie na pytanie, czy go to kręci.
Pierwsze zdanie: "Pamiętam, jak umarliśmy."
Gdzie i kiedy: Kiruna na północy Szwecji, współcześnie ze skokami w przeszłość
W dwóch słowach: babska i gniewna
Dla kogo: dla miłośników nordyckich klimatów oraz literatury lekko odrealnionej
Ciepło / zimno: 62°
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Anety "Czytamy kryminały".
Raczej nie dla mnie. Nie potrafiłabym się odnaleźć z taką książką w ręku.
OdpowiedzUsuńMiałem okazję tanio wejść w posiadanie "W ofierze molochowi" tej autorki. Sądząc po recenzji tego tytułu decyzja o rezygnacji z zakupu była dobrym pomysłem
OdpowiedzUsuńTo "W ofierze molochowi" już jest?!... Wydawało mi się, że to jakoś w lutym dopiero się pojawi. Ja jeszcze poczekam na recenzje, choć spodziewam się, że będą bardzo pozytywne, jak zwykle w przypadku tej autorki. Ja chyba tu trochę odstaję:-)
UsuńJak czytam kryminał i literatura lekko odrealniona, znaczy nie dla mnie :)
UsuńTo nazwisko przewija się niezwykle często w polskiej blogosferze. Jednak mnie te klimaty nie przekonują. Przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skusisz... Aż tak źle nie jest, ale klimaty rzeczywiście trzeba lubić.
UsuńMi elementy metafizyczne u Larsson nie przeszkadzają, a nawet je lubię (z kolei u Kallentofta zdarzało mi się je nawet omijać. Nie będę ukrywać, że mi Larsson bardzo podpasowała ;) Sama zagadka w "Aż gniew twój przeminie" nie była może zbyt oryginalna i dość szybko poznaliśmy mordercę, ale sposób narracji wyjątkowo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńSposób narracji jest rzeczywiście specyficzny, zaś autorka na pewno wystaje ponad przeciętną. Ale jedni lubią jabłka, inni gruszki...
UsuńA ja uważam, że Larsson z powieści na powieść pisze lepiej i praktycznie nie mam jej nic do zarzucenia:). Jest jedną z nielicznych Szwedek, ba, Skandynawek, których powieści da się czytać. I już się cieszę na "W ofierze Molochowi" i jak by ktoś był ciekawy, jest to przedostatnia powieść z Rebeką M.
OdpowiedzUsuńJa nie mówię, że po "Molocha" nie sięgnę... I faktycznie zauważam postęp:-)
UsuńPomijając fakt, że Larsson ma spore grono fanów i osobiście nic do niej nie mam, odnoszę wrażenie, że czasem wystarczy pochodzić z Norwegii lub Szwecji i brać na tapetę wszelkiej maści zbrodnie, by zostać okrzykniętym kolejnym skandynawskim "królem", "mistrzem", itd. itp. Boom nadal trwa...
OdpowiedzUsuńBoom trwa, faktycznie i wydawcy zdają się sądzić, że sprzeda się wszystko, co stamtąd, ale krzywdziłabym Larsson, kwalifikując ją do zastępu naśladowców z niższych półek. Ona raczej wyznacza pewne standardy i jeśli już czytać Skandynawów, to warto spróbować ją - wielu się podoba!
UsuńJezeli babski i gniewny - jestem za :)
OdpowiedzUsuńW "Krwi, którą nasiąkła" - jedynej książce Larsson, którą czytałam - podobał mi się nastrój panujący w ksiązce, bardzo niespieszny (chociaż faktycznie śledztwo toczyło się zbyt ślamazarnie) i postać głównej bohaterki, delikatnej, a jednak silnej. Byłam pod dużym wrażeniem tej książki. Zapewne dotrę i do tej pozycji (to chyba czwarta część), no i ciekawa jestem, czy też mnie bedzie "uwierać". :)
OdpowiedzUsuńA ja z kolei "Krwi" nie znam... I generalnie nie mam nic przeciwko powolności (np. "Czarnych sekundach" Fossum też nie można powiedzieć, żeby dużo i szybko się działo, a jednak podobało mi się bardzo), to kwestia chyba niuansów, które mi jakoś nie pasują. Ale będę próbować dalej:-)
UsuńKocham kryminały skandynawskie i w ogóle kryminały miłością wzajemną. Ale są tacy autorzy, którzy samym sobą do mnie nie przemawiają. I jakoś tak chwalą Asę i chwalą, a ja nadal ją omijam. Może w końcu się przekonam i spróbuję, żeby sobie własną opinię wyrobić.
OdpowiedzUsuńJa też tam mam z niektórymi:-)
UsuńPatrzę tylko, jak oceniłaś, bo lektura jeszcze przede mną, recenzję przeczytam dopiero po napisaniu mojej:)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak Ci podpasuje...
UsuńCóż nie jestem pewna czy mnie kręci ale że książka znajduje się na mojej półce, dam jej szansę. Zobaczymy co z tego będzie...
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak Ci się spodoba...
UsuńA ja powiem Ci, że całkiem mile wspominam tę książkę. Może nie jest rewelacyjna i chyba też troszeczkę spodziewałam się po niej czegoś więcej, ale...Ostatecznie źle nie było. :) Teraz czekam na "W ofierze Molochowi" - ciekawe czy autorka da z siebie tym razem więcej. :)
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, są dużo gorsi Skandynawowie... A z Molochem też się chętnie zmierzę:-)
UsuńLarsson jest specyficzna i trzeba wiedzieć, że nie każdemu pasuje jej styl pisania ale jeśli się spodoba, to ma wiernych fanów. Ci, którzy chcieliby hardcoru, raczej się zawiodą. Jej opowieści rzeczywiście są trochę "kobiece" ale napisane ładnym językiem. Natomiast to co rzuca się w oczy, to wrażliwość autorki na różne problemy. Jednym słowem soft-crime.
OdpowiedzUsuńopty2
Soft crime - fajnie ujęte:-) A co do języka do masz rację, Larsson świetnie wplata w tekst liryczne porównania, często dość zaskakujące, ale ja tak lubię:-)
UsuńJestem miłośniczką nordyckich kryminałów, więc prędzej czy później dotrę i do twórczości Larsson, ale na pierwszy ogień pójdzie pierwsza część.
OdpowiedzUsuńUuu, pierwsza część wcale mi się nie podobała, ale innym owszem, więc nic nie jest przesądzone...
UsuńKiedy pierwszy raz usłyszałam o tej książce to od razu chciałam ją przeczytać. Teraz jednak poważnie zaczynam się zastanawiać, czy warto. Zniechęca mnie fakt, że bardzo szybko wiadomo, kto jest zabójcą.
OdpowiedzUsuńAno wiadomo, ale to nie przekreśla innych walorów tej książki:-)
UsuńKryminał babski, gniewny i odrealniony? To coś dla mnie! :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej autorki, ale chyba czas poznać :)
Ciekawe, jak Ci się spodoba:-)
UsuńA czy przygody z Asą nie trzeba zacząć od "Burzy z krańców ziemi"?
UsuńJeśli ktoś lubi po kolei, to byłoby to sensowne. Choć ja do dziś wspominam lekturę tej książki źle, bardzo źle...
Usuń