Wydawca: AgoraPrzyznam, że nie dowierzałam. Nie dowierzałam, kiedy przebąkiwano w blogowisku, że to dobra książka. Rzut oka na okładkowego blurba upewnił mnie niemal, że nie mogą mieć racji. Znowu jakiś dziennikarzyna w roli gończego psa. Nie, nie, i jeszcze raz nie: dziennikarze nie znają się tropieniu przestępców, nie mają ikry i możliwości. W dodatku te makabryczne rytuały, kastrowanie ofiar, te tematy, no ile można?... Coś mnie jednak tknęło i dzieło kupiłam. Potem książkę nominowano do najlepszej piętnastki polskich kryminałów na forum KiS, namiętnie przeze mnie odwiedzanym. I postanowiłam, że przeczytam, by udowodnić im wszystkim, że nie mają racji. I... wsiąkłam.
Data premiery: kwiecień 2012
Liczba stron: 510
Cena: 34,99
Może nie po pierwszych stronach, ale dość prędko. A im bardziej wsiąkałam, tym szybciej przewracałam kartki, tym bardziej kibicowałam temu o jakżeż wzgardzonemu wprzódy prowincjonalnemu dziennikarzynie, tym bardziej rozpływałam się nad niektórymi szczegółami i chłonęłam bijący ze stronic autentyzm. I okazało się, że jest tak, jak lubię.
A tymczasem akcja nie zwiastuje wcale wrażeń, jakie szykuje nam Głuchowski. Ot, toruński dziennikarz wpada na trop dziwnej sprawy: pewna kobieta zwraca się do niego o pomoc w odnalezieniu grobu zamordowanych rodziców. Sprawa sięga lat osiemdziesiątych, morderstwo było brutalne, ze znamionami mordu rytualnego, ale sprawcy nigdy nie znaleziono, a wręcz powstaje wrażenie, że bardzo chciano, by całość zatuszować, by nikt nigdy nie próbował więcej szukać i węszyć. Ale Robert Pruski faktycznie ma coś z gończego psa i zaczyna węszyć, węszyć głęboko i pełnymi chrapami, spod uklepanej warstewki wykopując na światło dzienne coraz bardziej osobliwe szczegóły, łącznie z tropem wiodącym ku carskiej sekcie skopców, przez kastrację i okaleczanie kobiecych narządów pragnącą wybielić grzesznika. Strange?... Owszem. Niby kupy się to nie trzyma, ale jednak w miarę czytania zaczynają wyłazić spod tego niezbornego chaosu połączenia, zależności i sens. Sytuacja zaostrza się, gdy zachodzi podejrzenie, że wampir, mordujący w okolicach Torunia ileś lat temu, być może nadal żyje na Białorusi i nadal zbiera krwawe żniwo.
A w tym wszystkim od czasu do czasu mamy możność zaglądnięcia w umysł psychopatycznego sekciarza oraz przeżyć, poczuć i doświadczyć tego, co doświadcza alkoholik w ciągu - i powiem Wam, że to chyba jedna z lepszych analiz (beletrystycznie potraktowanych) uzależnienia, jakie dane mi było czytać. Wątek alkoholizmu, mimo wszechobecności, nadal jest traktowany marginalnie (lub wcale), infantylnie, po kabotyńsku lub po prostu kompletnie po ignorancku. Tutaj przewija się w sposób wyrazisty i realistyczny - mogę mieć jedynie pretensje do autora, że usunął Pruskiemu parę kłód z drogi, zsyłając mu wspaniałą i mądrą kobietę, a także ulgę od nałogu w końcowej fazie powieści. No, ale takie są prawidła powieści sensacyjnej - ma być szybko i dramatycznie, ale nie wolno zbytnio gnoić i niszczyć głównego bohatera (choć taki Nesbo na przykład konsekwentnie próbuje).
Tu jest i szybko, i bardzo dramatycznie, ale też i spójnie, bez grzechów przeciwko autentyzmowi. Postacie są jakby żywcem wyjęte z polskiej rzeczywistości, bez wybielania, bez zaczerniania i wypaczania. Dialogi zaś w tej powieści to jeden wielki majsterszyk - nie ma tu drewna, są świetnie dobrane idio- i socjolekty, widać, że autor ma rzadki dar obserwacji i miejscami operuje piórem na poziomie "zielenieję z zazdrości". Najlepszym zaś dowodem na jego sprawność w tym względzie jest fakt, że skłonna mu jestem wybaczyć narrację w czasie teraźniejszym, na którą zwykle reaguję wysypką i nerwowymi tikami. Tu nawet udało mi się zapomnieć, że czytam na znienawidzonym modusie. A fragment, zawierający pokrętne finalne dywagacje majora chyba sobie przeczytam jeszcze raz. Jest znakomity! Ciekawe, czego się autor najadł (napił?), by wyprodukować ten tekst...
Ci, którzy znają mój czytelniczy gust, wiedzą, że lubię, jak autor zna się na tym, o czym pisze. I tu się nie zawiodłam. Autor jest dziennikarzem i to się czuje. Żaden podszywający się pod ten zawód pseudopismak nie przemyciłby takiego zatrzęsienia szczegółów, windujących realizm na najwyższe piętra. Inna rzecz, że po tym wszystkim człowieka nachodzi refleksja, niepiękna chyba w wymowie, ile naszej prywatności oddaliśmy już w ręce przedstawicieli tego cechu, ile jeszcze nam zabiorą i kto im daje moralne prawo do grzebania w nieswoich sprawach, zaś refleksji tej towarzyszy niepokój, połączony z pewnością, że nie każdy z nich ma na tyle przyzwoitości, by przestać, gdy mu się mówi przestań, jak to uczynił Pruski.
A teraz myk, myk, do księgarni, kupować i czytać!
Pierwsze zdanie: "Rzeka płynąca wzdłuż murów toruńskiego Starego Miasta zmienia kolory."
Gdzie i kiedy: Afganistan 1980, Polska (Toruń) i Białoruś w latach osiemdziesiątych i współcześnie
W dwóch słowach: realistyczna i wciągająca
Dla kogo: dla ceniących polskie realia, mocne sceny i autentyzm językowy
Już dawno jestem po i też mi się podobała:), przyczepiłabym się końcówki, ale właściwie po co, tak też może być.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że autor nie poprzestanie na tej jednej i czymś nas jeszcze zaskoczy:).
No właśnie, też na to liczę:-)
UsuńUUU zachęciłaś :). A noworoczne choć trochę mobilizuje do nieczytania
OdpowiedzUsuńniekupowania :)
UsuńTo pierwsze to byłaby masakra:-)
UsuńBrzmi naprawdę ciekawie, zwłaszcza, że o książce wcześniej nie czytałam. Wprawdzie raczej migiem nie pomknę do księgarni, bo styczniowe fundusze na książki już się wyczerpały, ale może w lutym? :)
OdpowiedzUsuńJeśli masz ochotę, to podeślę, niezobowiązująco:-)
UsuńKusząca recenzja :)
OdpowiedzUsuńŻycia mi zabraknie na te wszystkie książkowe wspaniałości, ale takiej perełki nie mogę zignorować. Tytuł zapisany w zeszycie, okładka zapamiętana, będę polować :)
OdpowiedzUsuńŻycia zabraknie i tak, więc potrzebna mądra selekcja:-)
UsuńKurcze rzeczywiście takie dobre?! Koniecznie musze kupić i przeczytać. Dzięki za polecenie.
OdpowiedzUsuńDla mnie niezłe:-)
UsuńWiesz, książkę a raczej ebooka mam od dawna i jak dotąd najzwyczajniej w świecie go ignorowałam. Okładka taka nijaka, nic o książce nie słyszałam ale po tej recenzji wiem, że bardzo szybko wkradnie się w moje łaski :-)
OdpowiedzUsuńJa też ją ignorowałam, bo nie było w ogóle szumu wokół niej, a sama z siebie się nie wypromuje...
UsuńKsiążkę kupiłam w lipcu i czeka i czeka. No cóż, tak być nie może:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, zrób coś z tym:-)
UsuńNie wiedziałam, że Agora takie książki wydaje! To mnie oświeciłaś;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, ja kojarzyłam Agorę wyłącznie z prasą...
UsuńJestem niedawno po i zgadzam się w stu procentach z Twoją recenzją:) Oczywiście zapraszam i do siebie na recenzję "Umarli tańczą". Ale jedno mnie zastanawia (przyjmuję teraz pozę obronno-dresiarską, wypinam pierś, rozstawiam nogi i ramiona, wysuwam brodę): Co masz do Nesbo?! ;) Przybyłam tu po sznurku prosto do tej recenzji, ale przejrzę Twoje archiwum, by się przekonać. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńDo Nesbo nic nie mam, on sobie stoi na piedestale i jest podziwiany stale i bezkrytycznie:-) Fajnie, że wpadłaś, zapraszam częściej:-)
UsuńOj, ja już się tu rozgościłam na stałe ;)
UsuńW moich rekomendacjach na jednym z portali pojawiła się dziś ta książka, prychnęłam na nią z pogardą (w dużej mierze dzięki opisowi który nie mówi, z jaką książką mam w ogóle do czynienia). Dobrze, że przeczytałam teraz tą recenzję, bo machnęłabym ręką na taki majstersztyk!
OdpowiedzUsuńTo miło, że ktoś jeszcze widzi różnicę między dziennikarzem a tym, który udaje, że jest dziennikarzem.
ksiazka na prezent
OdpowiedzUsuń