Ads 468x60px

sobota, 28 lipca 2012

Petra Hammesfahr "Die Schuldlosen" - czyli jak przerobić brazylijską telenowelę na kryminał






Wydawnictwo: Wunderlich
Język: niemiecki
Ilość stron: 448
Data premiery: 9.03.2012

Muszę przyznać, że dawno żadna książka nie była dla mnie takim wyzwaniem. Tak. Bez jaj. Może dlatego, że nie oglądam zawiłych południowoamerykańskich tasiemców. Czytelnik zaprawiony w rozplątywaniu rodzinnych zawiłości, dzień w dzień stawiający czoła skomplikowanym koneksjom i zależnościom, tresowany do zapamiętywania zapętlonych życiorysów nie szczędzonych przez los (i scenarzystów) bohaterów nie miałby zapewne najmniejszych problemów z tą książką. Ja owszem.

Gwoli uściślenia, książki nie przeczytałam, tylko wysłuchałam, co po części na pewno stanowiło dodatkową przeszkodę. Niejednokrotnie podczas audiobookowych sesji łapałam się na tym, żeby chwycić za arkusz papieru (spory, nawiasem mówiąc) i ołówek, by wyrysować sobie trójwymiarową plątaninę: kto, z kim, dlaczego, gdzie i kiedy (a tu autorka perfidnie rozwlekła historię swych protagonistów na dobre prawie trzydzieści lat). Nie bójcie się, nie zamierzam jej streszczać, bo wyszłoby mi pewnie co najmniej z dwieście stron, a pewnie i tak coś bym poplątała. Pochwalę się jednak, że nie tylko wytrwałam do końca (podczas słuchania ostatniej tercji byłam już tak zahartowana, że nawet nie musiałam się zastanawiać, o kim akurat mowa), ale i zrozumiałam kto i dlaczego zrobił to, co zrobił!

Petra Hammesfahr nie jest pisarką polskiemu czytelnikowi całkiem obcą. Wydawnictwo Bellona wydało w swoim czasie cztery jej powieści, co zważywszy na wyjątkową płodność autorki stanowi drobny ułamek jej twórczości. Żadnej z nich nie czytałam, więc ani nie polecam, ani nie odradzam. Poznałam natomiast inną jej powieść "Erinnerung an einen Mörder" ("Wspomnienie o mordercy"), która utkwiła mi w pamięci bezmiarem smutku i ciężkim, psychologicznym klimatem. Ale mi się podobała.

Odnoszę wrażenie, że autorka dość sprawnie opanowała parę pisarskich sztuczek i ma na podorędziu garstkę schematów, którymi obraca w nieskończoność, wymieniając parę kluczowych elementów, żeby nie było, że pisze o tym samym. Również i "Die Schuldlosen" (czyli "Ci bez winy") nie uniknęło paru z nich.

Cała akcja zasadza się na tym, że pewien wywodzący się z bogatej rodziny browarników mężczyzna wychodzi po odsiadce z kicia i wraca na rodzinne zadupie. Skazany został za zamordowanie "wsiowego materaca", jak pieszczotliwie miejscowi nazywali nastoletnią Janice. Nasz bohater, Alex, nie pamięta swego czynu, był bowiem w chwili zabójstwa pijany w sztok. Śledztwo było krótkie, proces więcej niż poszlakowy, wyrok dość krótki, bez apelacji, w obawie przed wlepieniem jeszcze dłuższej kary. Monstrum wraca na wiochę, siejąc grozę i budząc niechęć i nienawiść tych, co pamiętają. Nie pamięta na pewno siedmioletnia Saskia, z którą Alex dość prędko się "zaprzyjaźnia" w tajemnicy przez jej rodziną. To jest ten moment, w którym autorce udało stworzyć się silną i gęstą od emocji atmosferę grozy i napięcia. Już by się wydawało, że wiemy, co się wydarzy za chwilę, ale tu Hammesfahr sprytnie odwraca kota ogonem i powoli, odsłona po odsłonie, dowiadujemy się kolejnych szczegółów, które momentami zaciemniają obraz, momentami zaś sprawiają, że wzdychamy "acha, więc to tak!". Akcja przez długi czas toczy się dwutorowo, kiedy to nie tylko towarzyszymy Alexowi w jego zmaganiach z tubylcami, ale i poznajemy mroczną przeszłość mieszkańców tego niemieckiego Pcimia. I niemal do końca nie wiemy, czy Alex rzeczywiście jest mordercą, czy tylko skazaną za niewinność ofiarą nieudolności śledczych.

Mimo świadomości, że autorka manipuluje czytelnikiem, że stosuje znane tricki i serwuje zużyte rozwiązania, mimo brazyliskiego natężenia ciosów zadanych bohaterom przez los i tym podobnych niedorzeczności, muszę przyznać, że powieść dostarczyła mi pewnej dozy rozrywki. I to mnie, która bardzo ceni policyjną pracę, której tutaj było tyle, co kot napłakał, mnie, która nie łapie się na lep psychologicznych pułapek!

Hammesfahr ma grono wiernych czytelniczek (świadomie mówię tutaj o paniach, bo nie wyobrażam sobie, żeby tego typu twórczość potrafiła przykuć uwagę męskiej czytającej części społeczeństwa), które z entuzjazmem witają każdą kolejną jej powieść. Ja na pewno się do nich nie zaliczam, ale ten ochłapek jej twórczości, który poznałam, był sprawnie napisanym, rzemieślniczo poprawnym i solidnym kawałem... no czego, przecież nie kryminału? Skrzyżowania brazyliskiej telenoweli z psychologicznym thrillerem? Może, choć zaczynam odnosić niepokojące wrażenie, że już sama próba nazwania tego rodzaju literatury, który uprawia ta autorka, przybiera podejrzanie brazyliskie wymiary...

Cóż, w skrócie: było nawet nieźle, byle nie za często i nie za dużo naraz.

Moja ocena: trójka (3/5).

22 komentarzy:

  1. Przeczytałam tytuł i pomyślałam "Ocho, strach się bać" :) Niewykluczone, że inaczej oceniłabyś tę książkę, gdybyś poznała jej papierową wersję. Osobiście nie przepadam za audiobookami, nawet w połowie nie oddają tego, co daje czytanie tradycyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... to jest pytanie. Ja audiobooki traktuję trochę zastępczo, starając się wykorzystać czas, kiedy nie mogę czytać, a ponieważ wiem, że większość z nich to skrócone wersje (przynajmniej te po niemiecku), to nigdy nie wybieram takich, na których bardzo mi zależy. A że i tak je wypożyczam z biblioteki, to mała strata, nawet jak trafię na gniota:-)

      Usuń
  2. Bardzo fajna recenzja, kilka razy uśmiechnęłam się pod nosem :D Ta książka wydaje się dość dziwną krzyżówką i chyba sobie daruję :D Ale zaciekawiła mnie ta "brazylijska telenowela", czegoś takiego w literaturze jeszcze nie widziałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu cały czas miałam wrażenie, że autorka na siłę komplikuje wszystkie perypetie, jak to w "Niewolnicy Izaurze" było...

      Usuń
  3. Nazwisko autorki coś mi mówi, ale nie pamiętam czy coś jej pióra czytałam...To tej recenzji chyba też nie przeczytam, choć przeciwko telenowelom nie mam nic przeciwko ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A, nie znam autorki, ale to porównanie do telenoweli.. no nie zachęca ;). Ale tak abstrahując trochę od książki - podziwiam umiejętność słuchania audiobooków. Dla mnie niewykonalne ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z audiobookami dopiero zaczynam i tak jak wspomniałam gdzieś wyżej, traktuję to raczej zastępczo. Przy prasowaniu jak znalazł:-)

      Usuń
  5. Skandynawowie najczęściej plotą takie rozbudowaną sieć obyczajową obok kryminału, ale chyba jakoś lepiej im to wychodzi niż tutaj :P Ja na razie sobie daruję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj ta cała obyczajowa otoczka, a w zasadzie nawet nie tyle obyczajowa, co psychologiczne studium bohaterów, wyraźnie dominuje. Wątki kryminalne to tylko przyprawa...

      Usuń
  6. Jako dziecko oglądałam telenowele peruwiańskie, więc chyba jestem wystarczająco zahartowana i mogę sięgnąć po książkę :) Nie słyszałam o tej pisarce, muszę poszukać książek wydanych po polsku. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Peruwiańskie?!! No niezła jazda... W takim razie masz odpowiednie przygotowanie:-)

      Usuń
    2. Jazdy to ja miałam w domu za te telenowele, mama nie mogła zrozumieć, co ja w tym widzę i złościła się, że dziewięciolatka ogląda ten "szajs" :P Ambitne to nie było, ale od tych programów zaczęła się moja miłość do języka hiszpańskiego :)

      Usuń
  7. Kurcze tak cieniutko? A ja wszystkie trzy Petry, które dotychczas czytałam dosyć dobrze oceniłam, czyżby jak Link spoczęła na laurach?
    A Matkę albo Grabarza lalek czytałaś? Mnie sie podobało na 4,5 powiedzmy, w ekstazę nie wpadłam ale podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam tych wydanych po polsku, tylko jedną jeszcze po niemiecku "Erinnerung an einen Mörder" i była niezła, ale też utkana według tych samych schematów. Nie są to strasznie wysokie loty, ale ten audiobook nawet mnie wciągnął.

      Usuń
    2. Czyli jak np. Link, na "jedno kopyto" 1 wciąga, druga średnio, a dalej abarot to samo:)

      Usuń
  8. Czytalam "Grabarza lalek" i mimo opisywanych przez Ciebie zawilosci (identycznych! ;-))) ) wciagnelam sie i w koncu dalam mu 4,5.

    Potem wzielam jej kolejna powiesc, "Matke" - i tu juz spasowalam, drugi raz przez taka platanine szczegolow przedzierac sie nie zamierzalam (porzucilam ;-)) ).

    Wiec moze to autorka, ktorej ksiazke bez cierpien da sie zniesc tylko jedna ;-))))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zaczynam tak myśleć - i jeśli poczytać niemieckie opinie, to wiele głosów to potwierdza. Zresztą, szczerze, ona spłodziła tyle tych książek, że naprawdę trudno tu już o jakąś oryginalność...

      Usuń
  9. Nie znam autorki, ale jak widzę jej książki nie robią piorunującego wrażenia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt piorunująco nie jest, ale w końcu brazylijskie tasiemce też są chętnie oglądane, więc na pewno są na to amatorzy. Aż takie złe to to nie było, naprawdę:-)

      Usuń
  10. Znam tę autorkę :-) Kilka lat temu czytałam "Matkę", "Grzesznicę" oraz "Szefową". Dwie pierwsze książki nawet mi się podobały (ocena 4/6), ale przy "Szefowej" bardzo się męczyłam (ocena 2/6).

    OdpowiedzUsuń
  11. audiobooków nie lubię
    tasiemcowatych telenowel nienawidzę
    a książka jakoś specjalnie do mnie nie przemawia ;]

    OdpowiedzUsuń
  12. Najbardziej mi się spodobało określenie "wsiowy materac" :) A okładka mnie się kojarzy z jakimś straszakiem psychologicznym. :)

    OdpowiedzUsuń