Wydawca: Goldmann Verlag
Data premiery: 05.03.2012
Ilość stron: 480
Język: niemiecki
Tytuł oryginału: Hanging Hill
Książki Mo Hayder kupuję w ciemno. Są tacy autorzy, którym pozostaje się wiernym, wybaczając nawet słabsze, nieudane, niewydarzone, a ta angielska autorka, której sławę przyniósł wydany również po polsku niezwykle brutalny "Ptasznik" należy definitywnie do ich grona. Co nie znaczy, że jeszcze nigdy mnie nie rozczarowała. Polscy wydawcy niestety nie rozpieszczają nas jej powieściami, bowiem znane są jedynie trzy książki z serii z detektywem Jackiem Caffery'm (którego uwielbiam, nawet jeśli Rytuał i Skóra należą raczej do tych słabszych).
Okładka oryginału |
Historia w pierwszym momencie może wydać się sztampowa - oto śledzimy losy dwóch sióstr, które od czasów niezbyt szczęśliwego dzieciństwa nie mają ze sobą kontaktu - chodziły do różnych szkół z internatem, jedna - Sally - słodka, gładka, lubiana, druga - Zoe - kanciasta, trudna, buntowniczka. Zoe jest policjantką, Sally zaś po niedawnym rozwodzie kurczowo broni się przed stoczeniem na socjalne niziny, przyzwyczajona do luksusów, zmuszona do samotnego wychowywania nastolatki, skonfrontowana niespodziewanie z prozą życia i koniecznością zarabiania pieniędzy - jako sprzątaczka... Ich losy splatają się przypadkowo, gdy zamordowana zostaje jedna z uczennic miejscowej prywatnej szkoły - nastolatka, koleżanka Millie. Jej zwłoki znalezione zostają w pobliskim parku, dziewczyna została zgwałcona, a w jej ustach tkwiła tenisowa piłka.
Śledztwo przejmuje Zoe, od dzieciństwa zmagająca się z różnymi psychozami, kobieta o twardej skorupie i miękkim wnętrzu. Od pierwszej chwili czuje antypatię do nowej psycholożki i profilerki, która pseudonaukowym bełkotem zawraca w głowie wszystkim członkom wydziału - łącznie z Benem, który rozluźnia związek z Zoe, by wskoczyć do łóżka profilerki.
Losy obu sióstr w wyrafinowany sposób połączy przypadek, zrządzenie losu, śmierć.
Fabuła jest gęsta od wątków, które splatają się z sobą, tworząc wybuchową mieszankę. Czego tu nie ma! Marzenia nastolatek o szybkich karierach modelek, gardzący kobietami obrzydliwie bogaty producent pornoli, borykanie się z szarą codziennością matki dorastającej i stawiającej wymagania dziewczyny, są nawet dwie polskie sprzątaczki (a jakżeby inaczej) o wdzięczych imionach Marysieńka i Danuta (sic!). Autorka celowo manipuluje czytelnikiem, zaszczepiając mu sympatie i antypatie do swoich bohaterów, i robi to wyjątkowo skutecznie. Co więcej, prowadzi ich wątki w taki sposób, że z góry wiadomo, w jakie tarapaty za chwilę się wpakują, zostawiając czytelnika kręcącego głową nad naiwnością, głupotą postaci i nieuchronnością tego, co nastąpi. Nie szczędzi mu przy tym emocji, nie skąpi brutalnych szczegółów (łącznie ze szczegółowym opisem pozbywania się zwłok poprzez ćwiartowanie), nie oszczędza swoich bohaterek, narażając je na najgorszy z możliwych losów.
Ta książka w wielu punktach jest przewidywalna do bólu, co nie znaczy, że jest nudna. Wręcz przeciwnie. Jeśli jakakolwiek zasługuje na miano pageturnera, to właśnie ta. Czytasz, wiesz, co za chwilę nastąpi, wkurzasz się, ale i tak nie możesz przestać... Do pewnego momentu. Zakończenie jest podwójne i w chwili gdy myślisz, że już po wszystkim, nie mogąc powstrzymać rozczarowania sztampowością rozwiązania, autorka pokazuje ci figę z makiem i prezentuje właściwy koniec... pozostawiający wszystkie możliwości otwarte.
I wiecie, co mnie uderzyło? Nie wiem, czy to tylko Mo Hayder zbacza w te rejony, czy to już bardziej ogólny trend, ale policjanci nie są już tymi, kim byli dawniej. Gdzie ten moralny kręgosłup, wierność ideałom, wiara w sprawiedliwość i literę prawa? Coraz częściej śledczy meandrują sobie pomiędzy zasadami, które kiedyś były żelazne, gwałcąc nienaruszalne prawa... Komu tu dziś ufać? Gdzie ci bohaterowie, obrońcy uciśnionych o kryształowych duszach? No gdzie? W Skandynawii chyba... A sprawiedliwość? Ustępuje miejsca ślepemu losowi...
Nie jest to lektura zbyt wysokich lotów. Mo Hayder potrafi pisać lepiej. Ale nie skazuję tej książki na całkowite potępienie, bo dała mi dwa pełne napięcia wieczory. Bawiłam się nieźle, choć niezbyt ambitnie.
Moja ocena: trójeczka (3/5).
Baza recenzji syndykatu "Zbrodnia w Bibliotece"
Wesołego Alleluja
OdpowiedzUsuńi smacznego jajka !
Niech Wielkanoc Ci upłynie,
wesoło jak bajka !
życzy.... Cecylia
Dzięki za wierszyk:-) i wzajemnie!
UsuńWidzę doskonale, że ta książka nie przypadnie mi do gustu. Ja również zastanawiam się, gdzie się podziały dawne ideały, ale w sumie, to nie dziwię się aż tak bardzo. W dzisiejszym świecie trudno pozostać wiernym nawet najbliższym osobom, nie mówiąc o pojęciach abstrakcyjnych.
OdpowiedzUsuńJa rozumiem, że autorka chciała, by bohaterka na swój sposób sama wymierzyła sprawiedliwość, tyle że ona jednocześnie jest stróżem prawa - moralny dylemat, rozstrzygniety na niekorzyść prawa... A sprawiedliwości i tak nie stało się zadość.
UsuńNajpierw Mareczek z Polska, a teraz Marysieńka z Danutą. Boże, od kilku lat wysyłamy im na ten Zachód porządnych lekarzy, inżynierów i informatyków, a ci dalej swoje... Naprawdę tak ciężko jest zwalczyć ten stereotyp Polaka-robola?
OdpowiedzUsuńA co do policjantów w literaturze - z jednej strony ci idealni bohaterowie byli trochę wkurzający, z drugiej dobrze było mieć nadzieję, że takich kryształowych stróżów prawa spotkamy, gdy zdarzy się coś złego. Myślę, że się trochę przejedli, ale kiedyś jeszcze wrócą.
Dla mnie te polskie akcenty w angielskich powieściach są po prostu żenujące...
UsuńA z policjantami to jest tak, że czasem chciałoby się mieć przynajmniej w powieści taką moralną opokę, wojownika o prawość...
Niby tak, ale z drugiej strony ostatnio oglądałam "Nasha Bridgesa" (wychodząc poza literaturę) i mnie zemdliło, a kiedyś lubiłam. Ale w ogóle kryminały teraz są jakieś mroczniejsze niż ze 20 lat temu - nie tylko w książkach, ale np. w serialach zdarzają się sytuacje, że nie złapali sprawcy, a kiedyś to było nie do pomyślenia.
UsuńBo bohater nie może być przesłodzony, tylko mroczny właśnie, musi mieć parę istotnych wad, przeżywać jakieś moralne dylematy, rozterki... Masz rację, dwadzieścia lat temu były jednak inne normy. A wraz ze Skandynawami nadeszły inne charaktery detektywów.
UsuńWesołych Świąt i samych wspaniałych lektur:):)
OdpowiedzUsuńDzięki i wzajemnie:-)
UsuńNazwisko autorki nie jest mi obce, ale żadnej powieści nie czytałam.
OdpowiedzUsuńMówisz, że kupujesz w ciemno jej książki, ja tak mam z Nesbo, czy Lee Childem, wybaczając trafiające się słabsze pozycje:).
Właśnie wybaczyłam i następną Mo Hayder też kupię:-) Nesbo zresztą też, musowo!
UsuńHmmm... mimo nieco niższej oceny książki [3/5], którą Pani jej dała, to i tak bym po nią sięgnęła. Całą historia wydaje mi się na tyle interesująca, żeby sięgnąć po książkę. I zaintrygowała mnie Pani tym podwójnym zakończeniem :)
OdpowiedzUsuńSądzę, że książka naprawdę może się podobać. I mów mi Agnieszka:-)
UsuńDobrze, zapamiętam i będę mówiła po imieniu :)
UsuńPs. Mam na imię Sylwia :)
Myślę, że takie akcenty to jeszcze nic w porównaniu z tym, co z polskiego historyka zrobił Masterton w Bazyliszku...
OdpowiedzUsuńAutorki nie znam, ale chętnie się zapoznam :)
Ale zacznę od "Ptasznika" właśnie :)
Pozdrawiam i wesołych Świąt :)
A co zrobił? Bo "Bazyliszka" nie znam...
Usuń"Ptasznik" jest mocny, naprawdę, tylko dla ludzi o mocnych nerwach.
Też pozdrawiam i wesołych:-)
też lubię serię z Caffertym, ostatnia wydana "Skóra" była na piątkę. Ciekawe, czy będą następne po polsku, tommy.
OdpowiedzUsuń