Ads 468x60px

środa, 2 maja 2012

Majówka po bawarsku - leniuchowanie nad Schliersee


Cóż to był za cudowny dzień!

Naszym celem było właściwie Tegernsee, ale ten sam genialny pomysł stał się udziałem tysięcy głodnych wypoczynku mieszkańców połowy górnej Bawarii, więc po paru dobrych kilometrach od zjazdu z autostrady, natknąwszy się na ślamazarną kolejkę wozów, zmierzających w góry, w góry, w góry odbiliśmy w kierunku Schliersee, jeziorka tak samo malowniczego, ale położonego nieco na uboczu i nie aż tak tłamszonego przez turystyczną stonkę. 

Schliersee to nieduże jezioro w bawarskich Alpach, położone okoł 50 kilometrów na południowy wschód od Monachium i miejscowość o tej samej nazwie, licząca nieco ponad 6 tysięcy mieszkańców. Położone jest na wysokości ok. 770 m n.p.m., natomiast widoczne najbliższe szczyty, takie jak Aiplspitz, Brecherspitz i Bodenschneid mają po ok. 1600-1700 metrów (ale zrezygnowaliśmy ze wspinaczki, ze względu na późną porę, śnieg na szczytach i... lenistwo).
Naszy leniwy spacer po miasteczku zaczął się sielsko... Widok szczęśliwych krów wprawił nas w osobliwy błogostan, którego nie był w stanie zakłócić nawet następujący widok:

Krowie placki należą do reliktów naszej rzeczywistości (no, może nie w Bawarii...), w każdym razie spotkały się z żywym zainteresowaniem naszych nastoletnich mieszczuchów.


Nad brzegiem jeziora wije się wysypana żwirkiem ścieżka, na którą tego dnia wyległy stada spragnionych słońca i górskiego powietrza miejscowych i przyjezdnych. Naszym oczom co krok ukazywały się urokliwe bawarskie landszafty, lukrowate domki z pomalowanymi w postacie świętych fasadami, zakamarki wysprzątanych podwórek i tarasy ogródków piwnych wypasionych pensjonatów.


Budynek miejscowego teatru ludowego zachwycił nas architekturą i malowidłami ściennymi...


Miasteczko miało też parę innych atrakcji, jak choćby piekielne maszyny harleyowców, znęconych pogodą na kręte alpejskie drogi:

...a także rejs stateczkiem po jeziorze (nie skorzystaliśmy, woląc łapać promienie słońca na tarasie kawiarni "Monte Mare" i racząc się kawą oraz wyśmienitymi lodami.

Wycieczka pozostanie na długo w naszej pamięci oraz na biodrach i brzuszku. Następnym razem wybierzemy się świtem, by niczym kozice pomykać po alpejskich szczytach, zrzucając nabyte wczoraj kilogramki...




... w nie mniejszym stopniu niż nieduża gospoda o czarującej nazwie "Weißwurstglöckerl" (ów dzwoneczek z nazwy oberży wisiał sobie nad kontuarem i miał gabaryty sporego arbuza), gdzie spożyliśmy lekkostrawne bawarskie specjały (rybka z jeziora była jeszcze ok, ale wątróbka z grilla z cebulką... wprawdzie niebo w gębie, ale nie chcę wiedzieć, ile miała kalorii).

16 komentarzy:

  1. Zazdroszczę wypoczynku. Ja czekam do końca maja i wtedy wybywam w polskie góry na prawie miesiąc, już nie mogę się doczekać! :) Mam nadzieję, że mój wyjazd będzie tak samo udany jak Twój, także pod względem jedzenia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój jednodniowy wypad to nic w porównaniu z całym miesiącem... Kto tu komu powinien zazdrościć...

      Usuń
  2. Nigdy nie byłam fanką gór, jestem człowiekiem nizin i z nizin, ale na Twoich zdjęciach one, te góry, są piękne:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra nizina też nie jest zła:-) Przynajmniej się człowiek nie zmęczy na rowerze.

      Usuń
  3. Piękne zdjęcia! Zazdroszczę takiej wycieczki, nawet tych krowich placków (chociaż samo oglądanie dla twoich mieszczuchów to za mało - gdyby któryś z nich zaliczył wdepnięcie, to wtedy by można nazwać obcowaniem z etnografią ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet o tym nie wspominaj! Mój mały ma wyjątkowy talent, żeby wdeptywać we wszystko, co nieapetyczne. Na szczęście krówki były odgrodzone elektrycznym płotkiem...:-)

      Usuń
  4. Pięknie. Ja bym w ogóle chętnie się wybrał do Monachium. No i trzeba kiedyś przecież zaliczyć te wszystkie Neuschwansteiny i inne zamki szalonego króla Ludwika :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Koniecznie! Bawaria bez Szalonego Króla to jak... no nawet porównania mi brak:-) A Monachium jest najpiękniejszym włoskim miastem, zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczna krówka. :D I pozostałe zdjęcia też bardzo ładne. Ja dzisiaj pierwszy raz po zimie wyciągnęłam rower i razem z moją Drugą Połówką objechałam Kraków. Nie było tak malowniczo, ale przynajmniej dobrze zrobiło kondycji. ;) Do końca tego tygodnia trzeba będzie wybrać się gdzieś dalej, bo pogodę mam cudowną. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne zdjęcia. Chciałabym tam być:):):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale piękne widoki. Ja sportowo to jestem leniuchem, ale po takich górach też bym niczym kozica była:) Fajnie ,że majówka udana i więcej takich chwil zyczę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. OOO Wątróbka z grilla może być ciekawym pomysłem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smakowo niezłe, ale do lekkostrawnych niestety nie należy...

      Usuń
  10. To musiał być naprawdę udany wyjazd, zwłaszcza widok tych gór zachwyca :)
    Pozdrawiam i przyjemnego dalszego ciągu leniuchowania :)

    OdpowiedzUsuń