Wydawnictwo: WAB
Liczba stron: 336
Data wydania: październik 2009
Cena: 34,90 zł
Mówią, że Polska nie ma eksportowych pisarzy. Że piszą zbyt hermetycznie, albo zbyt zaściankowo, albo wręcz zbyt nieudolnie, by zainteresować europejskich czytelników. I faktycznie, spróbujcie wejść do większej księgarni w Niemczech (w swej łaskawości nie wspomnę już o niedużych, prowincjonalnych) i zabawcie się w wyszukiwanie przekładów polskich twórców. W dziale fantastyki znajdziecie największy łup: będzie na pewno kilka pozycji Lema i - niespodzianka - niemal cała saga o wiedźminie Sapkowskiego. W literaturze faktu na pewno dobrze się będzie miał Kapuściński. W obyczajówce traficie, przy odrobinie szczęścia, na Tokarczuk, w historycznym i dobrze zaopatrzonym dziale będą mieli Sienkiewicza (a w Amazonie możecie sobie nawet zamówić "Durch Wüste und Wildnis" - we wrześniu ukaże się po niemiecku powieść z polskiego kanonu literatury, której bohaterami są - no, kto? - Stasch i Nell). W kryminalnym, na niskiej półce, zapomniani i zakurzeni Konatkowski i Miłoszewski. Za to w kryminalnych nowościach, na wyeksponowanym miejscu, to oto dzieło:
Okładka niemieckiego wydania |
Nie do wiary? A jednak. I to nie jest tak, że książka, niczym efemeryda, pojawi się na tym stoliku na dwa tygodnie i zniknie, niezauważona. Powieść kryminalna sanockiego prawnika została jak najbardziej zauważona przez opiniotwórcze portali (Krimi-Couch poświęcił jej sporą, entuzjastyczną recenzję i opatrzył zaszczytną etykietką "Treffer des Monats" - czyli strzał w dziesiątkę), a nawet i przez czytelników (bo to wcale nie jest takie oczywiste).
Co zatem do tego stopnia zachwyciło naszych sąsiadów zza Odry, że wydali powieść, która - bądźmy szczerzy - na szczytach list bestsellerów w Polsce nie była? Sprawdziłam. I wnioski są jednoznaczne - to po prostu sprawnie warsztatowo napisana powieść kryminalna, której walorem jest nietypowe osadzenie akcji w miejscu i w czasie.
Rzecz dzieje się pod koniec 19 wieku w Sanoku, niewielkiej, prowincjonalnej mieścinie, która jednak ma jedną niezaprzeczalną zaletę - jest etnicznym i kulturowym tyglem. I to w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Tym samym jest to kawałeczek świata, którego dziś we współczesnej Polsce ze świecą szukać. Świata, w którym mniej lub bardziej harmonijnie żyją obok siebie (z naciskiem na obok, nie naprzeciw) różne grupy etniczne - Polacy, Austriacy, Rusini, Żydzi, zdarzają się nawet Węgrzy i wszelkie mieszanki takowych. I co? I nic. Żyją. Mniej lub bardziej dostatnio, mniej lub bardziej harmonijnie, ale jednak zgodnie. I to jest może największa zaleta tej książki, że ukazuje nieistniejący już świat bez narodowego zadęcia, bez patriotycznych trąb, martyrologii, mesjanistycznych zapędów i popiołów sypanych na znękane - polskie - głowy. Sytuacja polityczna jest tej powieści zaledwie tłem, a nie celem i może dlatego tak dobrze podeszła literacko bardziej kosmopolitycznemu sąsiadowi. Nieistniejący już to świat i autor umiejętnie i nienachalnie wydobył z niego to, co warte ocalenia - mieszanie się kultur, języków, mentalności, społeczny miszmasz, w którym zręcznie zatopił swoją opowieść.
A opowieść też nie jest tuzinkowa. Sanokiem wstrząsają szokujące, brutalne zbrodnie. Giną szacowni obywatele, majętni i znaczący rajcowie, żydowski kupiec, niewinna dziewczynka. Wszyscy zmasakrowani, poszarpani zębami bestii - najwyraźniej nad ciałami pastwił się jakiś potwór, bowiem nie sposób przyjąć, że zadane nieszczęśnikom rany pochodziły z ludzkiej ręki (paszczy). A zatem wilki. Nie nowość w dzikich karpackich lasach. Ale czy wilk były zdolny do pokonania schodów i zaryglowanych drzwi, by rozszarpać kupca w jego własnych domowych pieleszach? I skąd ślady po palcach na zwłokach pierwszej ofiary? Odpowiedź jest prosta - to wilkołak, bestia, wiodąca za dnia normalny żywot, by nocą zamieniać się w krwiożercze i mordujące bydlę. Czasy i okolice takie, że wielu w tę wersję wierzy. Ale nie austriacki komisarz Ludwik Witchenbacher. Nie miejscowy lekarz Karol Zaleski, dokonujący autopsji. Nie jego najlepszy przyjaciel, uznany profesor medycyny Hildenberg z Wiednia, przybyły do Sanoka, by nieść pomoc śmiertelnie chorej córce Zaleskiego, Laurze. A co z jej nauczycielem, Borysem Pasternakiem? Co z młodym i ubogi dziennikarzem, Kaszyckim? Ci staną przed wielką zagadką, od rozwiązania której będzie zależeć bardzo wiele.
Bartłomiej Rychter |
Ciekawa to galeria postaci. I każda ma w sobie coś niepowtarzalnego, jakiś pazurek, a czasem pazur, który czyni z niej bohatera nietuzinkowego, trójwymiarowego i... podejrzanego. Bo że nad powieścią snuje się pierwiastek mistyczny, nadprzyrodzony, nie oznacza wcale, że autor pójdzie na łatwiznę i zamydli uważnemu czytelnikowi oczy wiłkołakową papką. Nie. Rozwiązanie będzie racjonalne i solidnie podbudowane faktami. Szkoda tylko, że autor pozwala długo błądzić w ciemnościach, malując wszak mistyczną tajemnicę, ale nie dając najmniejszych narzędzi, by ją rozwiać. Kładzie fałszywe tropy, miesza, pętli, ale rozwiązanie zagadki leży poza zasięgiem czytającego - ma po prostu zbyt mało faktów, które pojawiają się dopiero na ostatnich stronach. To nie znaczy, że jest nudno. Napięcie jest, początkowo dozowane z umiarem, potem umiejętnie wzmagane, akcja przyspiesza, gmatwa się, by eksplodować w apogeum. Sprawnie to napisane, bez dwóch zdań.
To co, nie czepiamy się do niczego? Aż tak dobrze to nie ma. Można się przyczepić do paru wspomnianych mistycznych paranormalnych wątków, które autor porzuca, pozostawiając wątpliwości, po licho w ogóle je wprowadzał - może po to, by wywieść czytelnika na manowce. A jednak takie porzucone, urwane, pozostawiają pewien niedosyt. Również wykluczenie czytelnika z grona detektywów nie wydaje się korzystnym zabiegiem. Właściwie to morderstwa wyjaśniają się same, bo każdy z tropiących i grubas Witchenbacher, i targany namiętnością do wdowy Aliny Borys i tajemnicza agentka z Wiednia myli się w swych domniemaniach. To jednak drobiazgi. Ważne, że intryga jest spójna i intrygująca, a rozwiązanie nie z gatunku tych najmniej prawdopodobnych.
Do zalet tej powieści zaliczam też przekonujące tło obyczajowe i społeczne, nie natrętne i wpychające się drzwiami i oknami, a dyskretne, odpowiednio naświetlające fabułę i pobudki bohaterów. Ma wreszcie ta książka jeden wielki plus, którzy bardzo cenią sobie Niemcy - jest po prostu dobrze opowiedziana. Jedną z najbardziej cenioną przez nich cechą jest, kiedy pisarz umie opowiadać - przesłanie, tło, postacie to dla nich często elementy drugorzędne, ważne, by autor był sprawnym narratorem. I w tym wypadku jest.
Czy to europejska lektura? Owszem. Bartłomiejowi Rychterowi udało się to, na czym poległo już wielu mistrzów polskiego pióra - stworzył powieść rozrywkową, pasjonującą, czytelną i zrozumiałą dla Europejczyka, powieść jak najbardziej eksportową. Czekam na kolejną powieść, panie Bartku!
Moja ocena: czwóra z plusem (4+/5).
Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece
Wysoka ocena, trafna recenzja, ciekawie zapowiadająca się fabuła...Tylko czytać :)))
OdpowiedzUsuńA tak. Naprawdę polecam:-)
UsuńOjej!! Jakie miłe zaskoczenie:):) Cieszę się, że jednak mamy coś na eksport... Myślę, że w Polsce jest wielu pisarzy, którzy odnieśliby sukces za granicą. Moim zdaniem problem tkwi w braku menadżerów, którzy by się tym zajęli...
OdpowiedzUsuńJa też myślę, że to kwestia odpowiedniej promocji. To działa i w drugą stronę - wiele wartościowych pozycji niemieckich nie pojawia się w tłumaczeniu, bo nie ma kto nimi zainteresować wydawców...
UsuńTak mi się przypomniał niedawny wpis na jednym z blogów, dotyczący kiepskich agencji właśnie... Jak tak to wygląda, to trudno się dziwić, że tyle dobrego, u nas powstałego, nie ma szansy się wybić za granicą...
UsuńChyba czytałam ten sam wpis... Smutne, ale wierzę w każde słowo, które napisał autor posta.
UsuńKsiążka raczej poza moim kręgiem zainteresowań, ale miło poczytać, że polscy pisarze bywają doceniani za granicą.:)
OdpowiedzUsuńNiektórzy tak. Najbardziej chyba Sapkowski, z tych współcześnie piszących...
Usuńtylko rzuciłam okiem na pierwszą okładkę i już coś mi powiedziało, że książka może wydać się dla mnie interesującą... potem doczytałam do końca Twoją recenzję i jedynie utwierdziłam się w moim przekonaniu :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
A to ciekawe, że okładka Was zachęca, bo mnie się wydała strasznie ponura...
UsuńTo Konatkowski i Miłoszewski już za granicą wyszli? Nie wiedziałam, jak pisałam swojego posta. A czy przypadkiem Krajewskiego cyklu wrocławskiego tez na niemiecki nie przetłumaczono? Tylko na rosyjski?
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie tą recenzją, bo ostatnio jakoś tak, lubię polskie kryminały. Poszukam gdzieś po bibliotekach, bo w księgarniach jakoś mi się w oczy nie rzuciło...
Viv jak masz ochotę, to mam do pożyczenia niezły polski i do tego dziejący się w Krakowie ;) - Morderstwo tuż za rogiem
UsuńTak, wyszli. Konatkowskiego nawet dwie książki, Miłoszewskiego "Uwikłanie", a Krajewskiego prawie cały cykl wrocławski - w tym roku ma się ukazać "Głowa Minotaura".
UsuńWilka nie ma w księgarniach, nawet mnie to zdziwiło, bo chyba kupiłam w Gildii ostatni egzemplarz...
Oisay, bardzo chętnie,dziękuję! W zamian mogę zaoferować "Sekret Kroke" też krakowski :)
UsuńNo to problem kupowania Wilka w lesie... znaczy, w księgarni, się rozwiązał. Nie ma to nie ma :/
Może gdzieś jeszcze trafisz - ja zajrzałam tylko do paru księgarni online.
UsuńŚwietna recenzja, nie wiem jak to się stało, że nie słyszałam o tej książce. Koniecznie muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńNiech Cię to nie dziwi - ja też nie słyszałam, dopóki nie zobaczyłam w księgarni niemieckiej...
UsuńNie słyszałam nawet o tej książce, ale już pierwszy rzut oka na okładkę zachęca do sięgnięcia po nią. a po przeczytaniu Twojej recenzji już wiem, że na pewno znajdzie się na mojej lisćie do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńNo tak, książka z tych niepozornych, co potrafią pozytywnie zaskoczyć:-)
UsuńPrzez twoją recenzję strasznie mnie ciągnie do tej książki :) a tak w ogóle to fajna okładka.
OdpowiedzUsuńKompletnie nie kojarzyłam nazwiska autora, a tu proszę, miłe zaskoczenie.:) Jakiś czas temu byłam w jednej z czeskich księgarń i rzuciłam okiem, jacy polscy pisarze są w ofercie. Muszę przyznać, że poza kryminałami jest to dokładnie ten sam zestaw autorów, który Ty podałaś ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. A stać nas na więcej...
UsuńNie lubię kryminałów, ale do książki przekonuje mnie fakt, że została dobrze przyjęta za granicą. No i okładka jest prześliczna. Ja się w takich lubuję. W najbliższym czasie postanowię się przeczytać.
OdpowiedzUsuńZapraszam http://invisibl3e.blogspot.com/
Witam na blogu i na pewno zajrzę:-)
UsuńTo utwierdziłaś mnie, że warto sięgnąć po kryminały p. Rychtera. Aha, że świetna recenzja, to chyba nie musze dodawać:)
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa, jaki jest jego poprzedni "Kurs do Genewy". A najnowsza książka ma dziać się w czasie okupacji...
UsuńI dzięki za komplemencik na osłodzenie poniedziałkowego poranka:-)
To najprawdziwsza prawda:) Kurs do Genewy jakis czas temu nabyłam na wyprzedaży w Dedalusie za porywająca kwotę aż 9 zł. Sprawdż może jeszcze jest dostępny. Nie wiem, kiedy przeczytam, ale czeka na półce, ważne, ze mam:) Syndrom mola książkowego.
UsuńWłaśnie zamówiłam sobie w internetowym empiku. Mam nadzieję, ze mi się spodoba, jak nie będzie na ciebie:)
UsuńHmm, może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńMnie też podobne kwestie trochę osłabiły odbiór powieści, ale mimo wszystko "Złoty wilk" podobał mi się bardzo. Jeśli lubisz podobne książki, polecam "Zbrodnię w błękicie" Katarzyny Kwiatkowskiej, chociaż nie została na pewno przetłumaczona na niemiecki:-)
OdpowiedzUsuńWydawca nie zaznaczył ważnej informacji: powieść ta jest pierwszą częścią cyklu zapowiadanego na bodajże pięć książek. Tym samym pewne wątki (także i te metafizyczne) nie mogły być wyjaśnione do końca już w pierwszym akcie opowieści.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że mnie to cieszy:-)
UsuńJedno jest ciekawe Bartek jest młodym sanoczaninem który jako jeden już ( niestety z nielicznych) nie wyemigrował .Pozostał tutaj i bez żadnych dotacji ,subwencji itp .promocji materialnych promuje swoje kochane miasto w Europie . Lecz dziwna rzecz bo lokalne media i lokalni"piewcy" kultury i promocji ani mru mru o tym . Ja wiem i ciszę się z tego że w Sanoku jest Janusz Szuber polski poeta, eseista, felietonista. Ale ciszmy się z tego że jest już nowe pokolenie i Bartek coś już porządnego wykonał.
UsuńTym lepiej, że został dostrzeżony za granicą:-) Trzymam kciuki za dalsze sukcesy!
UsuńA tymczasem na zapowiedziach w Merlinie pojawiła się kontynuacja Wilka :)
OdpowiedzUsuń