Data wydania: 2012
Język: niemiecki
Ilość stron: 255
Cena: 12,95 euro
Są takie książki, które lekką, ascetyczną kreską malują obrazy, wcinające się w duszę. Książki, które są tak gęste od atmosfery szaleństwa, że chce się machać rękoma, by rozgonić przytłaczający tuman. Książki, które mrożą słowem. Których się nie da czytać w beztroskie popołudnie na piknikowym kocyku.
Przeczytałam właśnie książkę Jensa Lossaua "Dunkle Nordsee", mistrza oszczędnej kreski i psychodelicznego nastroju. Być może najbardziej szalonego i posępnego z niemieckich "kryminalistów". I bardzo skandynawskiego. Taki nastrój buchał z powieści Theorina "Zmierzch". Ale w tym "Ciemnym Morzu Północnym" jest znacznie więcej.
Rzecz dzieje się w miasteczku Norden we Fryzji, urlopowej dziurze, skąd odchodzą promy na wyspy Nordeney i Juist, wożąc turystyczną stonkę do upragnionych kurortów. Norden budzi się z zimowego letargu wiosną, szykując się do sezonu, i zamiera wczesną jesienią, wraz z wyjazdem ostatniego urlopowicza. Pozostaje morze, posępne, mroczne, wrogie, jakże inne od tego z kiczowatych pocztówek. I mieszkańcy. Nie na darmo mówią, że fryzyjscy tubylcy są... trochę odmienni.
Inaczej niż w "Zamieci" Theorina odwiedzamy Norden upalnym latem. Żar leje się z nieba, duchota wbija w grunt, drażnią wściekłe, zajadłe muchy, a gwałtowne burze nie przynoszą ukojenia. Miejscowi policjanci, Paul Czapsky i Patrick Tomek (jakie to słodkie...), zwykli prowincjonalni "bohaterowie zza biurka", żadni tam błyskotliwi śledczy wymachujący luzacko bronią i z palcem w uchu rozwiązujący najbardziej skomplikowane sprawy, zostają wezwani do włamania w powiatowym szpitalu. Ktoś zwinął zakonserwowane w alkoholu preparaty, przechowywane dla celów szkoleniowych, dokładniej rzecz biorąc... twarze. Rutyna, choć dość makabryczna. Ale już wkróce miasteczkiem wstrząsają dużo gorsze wydarzenia. Na plaży znalezione zostają zmasakrowane zwłoki kobiety pozbawione głowy ("coś wyszło z wody i ją zjadło", gadaja ludzie), a tuż potem kolejne - mężczyzny i chłopca. Obu odcięto głowy i genitalia - członek mężczyzny tkwił w okaleczonej szyi. Paul i Patrick, kompletnie przygnieceni wymiarami zbrodnią, wszczynają pierwsze nieporadne kroki w śledztwie, jak zbawienia wyczekując posiłków - specjalistów z jakieś "prawdziwej" komisji kryminalnej.
Jednocześnie Paul znajduje w starych szpargałach swój pamiętnik sprzed dwudziestu lat. Zapomniał, że go kiedyś pisał, zapomniał, o czym pisał, zapomniał o swych dziecięcych latach, które spędził w innym miejscu - na jednej z fryzyjskich wysp. I zapomniał o traumie, która wstrząsnęła wówczas jego życiem. Czytając, przywołuje duchy przeszłości i wkracza w koszmar, który prowadzi go na skraj szaleństwa. Jakby tego było mało, morderca uderza jeszcze raz. Porywa synka Paula, Berta, stawiając absurdalne żądania - w przesyłce, doręczonej Paulowi znajduje się napletek dziecięcego penisa. Sprawca grozi, że obetnie dziecku więcej części ciała, jeśli Paul nie da mu w zamian... własnej twarzy.
Brutalne? Szalone, psychodeliczne, absurdalne? Owszem. Ale Lossau kreśli to wszystko po mistrzowsku, tak, że czytelnika ani na moment nie ogarniają wątpliwości. Autor prowadzi w mroczne rejony ludzkiego obłędu, balansuje na granicy rzeczywistości i psychodelicznych majaków, wydobywając precyzyjnym jak skalpel słowem obrazy szalone i realne jednocześnie. Narracja jest dwutorowa - z jednej strony śledzimy współczesne wydarzenia w Norden, z drugiej cofamy się w przeszłość, która - odkurzana z nieporadnych stron pamiętnika - zaczyna doganiać Paula.
Cała ta historia byłaby wtórna i banalna, gdyby nie mistrzowskie portrety bohaterów. Już dla samej postaci Tima Boila, zaprzyjaźnionego z Paulem psychologa, uwięzionego w swym monstrualnym cielsku i ścianach własnego domu, warto przeczytać tę książkę. Ale i kreacje innych osobowości są świetne - plastyczne, zaskakujące, oryginalne. Do tego surrealistyczne scenki i dialogi rodem z najlepszych slapstickowych tragikomedii. Weźmy choćby tę sytuację: Paul wraca po pracy do domu, wita się z żoną.
(...)
- To był koszmarny dzień, skarbie. Przez Berta. Wszedł na Kafkę.
Paul zamknął oczy.
- Cholera! Ma jakieś obrażenia?
- Nie żyje, Paul. Musieliśmy go zeskrobywać ze stopy Berta i pochowaliśmy na tyłach ogrodu. Bert wdepnął w niego na bosaka! Okropność.
Paul przygryzł wargę.
- Obrzydliwość. Cierpiał?
- Kafka? Nie, poniósł śmierć na miejscu. Myślę, że zmarł z uśmiechem na ustach.
- Kto to, do diabła, jest Kafka? - wtrącił Patrick. - Tylko mi nie mów, że to jeden z nich - dodał, wskazując na koszulkę Violi.
- Kafka jest, a raczej był, samcem ptasznika - wyjaśniła. - Avicularia versicolor. Zbiegł dziś rano z terrarium, razem z Brechtem i Thomasem Mannem.
(...)
Przyznacie, że wizja spacerujących po domu włochatych pająków, ochrzczonych nazwiskami wybitnych niemieckojęzycznych literatów, coś w sobie ma... Matka Berta jest notabene naukowcem, specjalizującym się w arachnologii.
Takich smaczków jest w tej opowieści wiele, a wszystkie splatają się we wstrząsającą, ale bardzo spójną i psychologicznie wiarygodną wizję. Niejednokrotnie podczas lektury zastanawiałam się, czy autor naprawdę zboczy w nadprzyrodzone rewiry, czy też historia w ostatniej chwili zdąży skręcić w obszary dające się wytłumaczyć rozsądkowo, unikając spektakularnego crashu. Skręciła. Zakończenie jest spektakularne i zaskakujące, ale nie mistyczne ani nadprzyrodzone.
Daję tej książce maksymalną notę, nie dziwiąc się już ocenom na Amazonie. Autor, choć nieco niszowy, zasługuje na to, by go czytać. Co na pewno zrobię, bowiem sterta (no, może stertka)kryminałów autorstwa Jensa Lossaua powiększyła się, ciesząc oko i czytelniczą duszę.
Moja ocena: 5/5.
Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece
Źródło: geo.de |
Zapowiada sie nieżle, czekamy na tłumaczenie:)
OdpowiedzUsuńJa bardzo chętnie:-)
UsuńPoczytałam z rozdziawioną gębą i oblizałam się smakiem. Przypomnij mi, kiedy książka ukaże się w Polsce:).
OdpowiedzUsuńPewnie, że przypomnę:-)
UsuńO rany... To bym naprawdę chciała przeczytać!
OdpowiedzUsuńNawet nie słyszałam o autorze. Sprawdzę w bibliotece czy coś w ogóle mamy. Genaralnie z pisarzami-kryminalistami niemieckimi to u nas słabo...
Jeszcze gorzej niż w Polsce?... Chociaż, nie wypada narzekać, ostatnio wydawcy zrobili się nieco łaskawsi dla niemieckich przekładów.
UsuńChyba gorzej...
UsuńJuż sama okładka mnie zachęca, żeby po nią sięgnąć. Tylko znowu narobiłaś mi ochoty na książkę, której jeszcze u nas nie ma... :(
OdpowiedzUsuńWiesz, mi przyświeca taki perfidny cel, żeby wydawców znęcić i zachęcić:-) Oni czasem zaglądają na różne blogi...
UsuńNęć ich, nęć jak najwięcej :)
Usuńniech no tylko wyjdzie u nas w kraju, to z chęcią przeczytam!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Świetna recenzja. Jak pojawi się w Polsce, czemu nie:))
OdpowiedzUsuńCzekam już aż pojawi się w zapowiedziach któregoś z naszych wydawnictw :)
OdpowiedzUsuńI takie książki lubię!!! :):)
OdpowiedzUsuńZapowiada się świetnie. Jak pojawi się w Polsce, na pewno sięgnę. I cieszy mnie ta barwność bohaterów, bo bardzo nie lubię nijakich postaci ;)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o autorze, ale z wielką, wielką chęcią przeczytam, gdy pojawi się tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńMoje tereny ;-), zachęcająca recenzja, pewnie przeczytam, tylko nie wiem kiedy?! nie mam czasu na czytanie!!!! zmiana pracy i przeprowadzka na głowie( gorsze to niż trzęsienie ziemi!). Wszelką lekturę muszę odłożyć do sierpnia, ale przynajmniej oko nacieszę Twoimi opisami.
OdpowiedzUsuńO rety. To rzeczywiście trzęsienie ziemi... Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło gładko:-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń