czwartek, 7 lutego 2013
Uwaga na krawaty!
Chłopy, uważajcie na krawaty!
Dziś jest "unsinniger Donnerstag" (jak mówią w Bawarii) czyli niedorzeczny czwartek, zwany w Badenii "schmotziger Donnerstag" (brudny czwartek), a w zagłębiu karnawałowym nad Renem i w zasadzie całych Niemczech "Weiberfasching" (babski karnawał).
Mężczyźna, którzy tego dnia ośmieli się wyjść z domu w krawacie, może wrócić upokorzony i zgnębiony, ze zwisem męskim smętnie przyciętym, skróconym i obrzępolonym. Dziś na chłopów wszędzie czyhają obłąkane baby z nożyczkami, złośliwie wypatrujące jedwabnych Hugo Bossów i Armanich. Nie chcę nic sugerować, ale jeśli macie w czeluściach szafy, drodzy panowie, krawaty brzydkie, niegustowne, w misie albo inne żenujące motywy, którymi obdarowała was na przykład kochająca teściowa, to może warto ustroić się takie cudo dzisiaj?...
Miłym akcentem dzisiejszego dnia jest folgowanie babskim przyjemnościom:
Tak, Niemcy też zażerają się pączkami, które w przaśnej Bawarii nazywają się "Krapfen". Jak widać, fantazja cukierników nie ma granic i można się dziś tuczyć pączkami z rozmaitymi nadzieniami, od klasycznych z konfiturą z róży, po czekoladowe, waniliowe, ajerkoniakowe, pistacjowe... i tak dalej. W zeszłym roku moim faworytem był pączek zatyłowany "Heisse Liebe" (gorąca miłość), wypełniony cudowną kombinacją konftury malinowej i sosiku waniliowego... Pięć minut w ustach, pół roku w biodrach...
Nadprogramowe wałki tłuszczu można zacząć zrzucać już we wtorek, w ostatki, czyli Faschingsdienstag, najlepiej przyłączając się do tradycyjnego tańca przekupek (Tanz der Marktfrauen) na monachijskim targu wiktuałów Viktualienmarkt.
A teraz, kobitki, ciap, ciap, do roboty!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj pojadłabym takich pączków, pojadłabym... A święto bardzo przyjemne :)
OdpowiedzUsuńDobra, teraz się ocnęłam, że nie wzięłaś tematu tak po prostu, tylko dzisiaj jest Tłusty Czwartek. Hm, lepiej późno niż wcale... ;)
UsuńNie ma to jak dobry refleks:-)))
UsuńJedyny plus, że w domu został ostatni pączek, więc jutro nie zabiją mnie wyrzuty sumienia, że znowu objadłam się po same uszy ;)
UsuńA według Kichusia majstra Lepigliny w Tłusty Czwartek krakowskie przekupki na Rynku stroiły kawalerów w wieńce z grochowin:) Pewnie z braku krawatów u siedemnastowiecznych (?) mieszczan:))
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie stare tradycje... choć z tymi krawatami, to nie wiem, czy jest naprawdę stara. Co ucinano wcześniej?... ;-)
UsuńAle fajny zwyczaj z tymi krawatami. Nie wyobrażam sobie, aby w Polsce kobiety biegały z nożyczkami i niszczyły mężczyznom krawaty. To mogłoby być bardzo zabawne z jednej strony, ale i niebezpieczne, bo nie każdy zna się na żartach ;-)
OdpowiedzUsuńNa szczęście tutaj wszyscy na tyle znają zwyczaje karnawałowe, że nikt się nie burzy:-) No, może trochę cudzociemcy, którzy wpadli na chwilę...
UsuńOo krawaty, a mój mąż chodzi bez, ale fantastyczny pomysł. Co do pączków moim faworytem zawsze jest tradycyjny z różą i posypany cukrem pudrem, no ewentualnie z lukrem. Zaraz powędruję do babci, po mam nadzieję ogromną porcję pączków!
OdpowiedzUsuńTe z różą, od Bliklego... hmmmm....
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJasne;-)
UsuńJakie egzotyczne nadzienia! My dzisiaj będziemy mieć prawdziwą pączkową ucztę - w pobliskiej cukierni zamówiliśmy pączki z różą, po 4 na głowę:D
OdpowiedzUsuńSkromnie:-)
UsuńSuper święto :) Pogrom krawatów. Bójta się chłopcy :)
OdpowiedzUsuńPrzezorni zostają w domu. Albo wychodzą bez krawata:-)
UsuńŚwietny pomysł z tym atakiem na krawaty :P
OdpowiedzUsuńTradycja... Tu z kolei nie znają Śmigusa Dyngusa, a też bywa niebezpiecznie:-)
Usuńhehe, przecudne. Zwłaszcza w dużych korporacjach.
OdpowiedzUsuńOj tak, bywa wesoło:-)
UsuńMmmm smaku mi narobiłaś, szczególnie na pączki pistacjowe.
OdpowiedzUsuńJa zawsze w cukierni stoję jak cielę i nie mogę się zdecydować...
UsuńAch te Niemki.)
OdpowiedzUsuńOstre kobitki, niektóre;-)
UsuńA ja podczas mojego Erasmusa byłam w Niemczech w czasie karnawału i ostatków, ale przez niedobrą sesję nie miałam czasu na podpatrywanie zwyczajów, czego ogromnie żałuję. Fajnie, że dzięki Tobie mogę ponadrabiać braki.
OdpowiedzUsuńTylko jak tak czasem czytam te Twoje opowieści o niemieckich tradycjach i obyczajach to mi się do Niemiec ckni, bo mi tam baaardzo dobrze było przez ten rok, kiedy studiowałam w Mannheim :)
(Dodam cichutko, że czasem żałuję, że tam nie wróciłam po studiach)
W takim razie dzielimy ze sobą podobne doświadczenia, bo ja również spędziłam kiedyś fantastyczny rok na stypendium:-) Tylko że tu wróciłam...
UsuńJeśli to rzeczywiście wygląda tak jak na zdjęciach, to nasuwa mi się tylko jeden wniosek - że Polska to jednak Winkelriedem narodów jest i musi cierpieć z nudziarstwem i powagą. Przecież u nas (przynajmniej u mnie, w Krakowie) to nawet w śmigus dungus bawią się tylko dzieci.
OdpowiedzUsuńTo wygląda znacznie lepiej niż na zdjęciach... A Bawaria i tak nie jest karnawałowym zagłębiem. Nad Renem, tam to się bawią! Stan wyjątkowy trwa parę dni i biada, jeśli ktoś chce załatwić jakąś urzędową albo służbową sprawę... Zreszą w Bawarii w Ostatki też sklepy u urzędy tylko do południa:-)
Usuńnie nosze i mom spokoj
OdpowiedzUsuń