Wydawnictwo Oficynka
Seria: ABC
Ilość stron: 384
Premiera: 27 stycznia 2012
Seria: ABC
Ilość stron: 384
Premiera: 27 stycznia 2012
Pierwsze zdanie: "Napięta cięciwa drgała niedostrzegalnie przed wypuszczeniem śmiercionośnej strzały."
Zaszumiało na forach i w blogosferze wokół tej książki. Czekałam na nią z utęsknieniem, licząc dni, ba godziny do przyjazdu znajomych, którzy przywieźli mi z Polski upragniony łup. Rzuciłam się na nią niczym wygłodzony sęp, bowiem opinie były wielce pochlebne.
Sam tytuł - świetny. Okładka - naprawdę niezła. Prolog - wielce obiecujący. I słowo obietnica okaże się kluczowe w tej recenzji. Bowiem obiecywałam sobie dzieło Wielkie, Wybitne, na miarę... hmm, kogo z międzynarodowych asów by tu wymienić - Nesbo? Mankella? Connelly'ego? Slaughter? No i, niestety nie mogę się przeć wrażeniu, że płonne to były obietnice. Być może obiecywałam sobie zbyt wiele, bo przecież "Gdzie mól i rdza" nie jest kryminałem złym, definitywnie nie jest kryminałem słabym, fatalnie napisanym czy felernie skonstruowanym. Nie. Nie jest tylko dziełem wybitnym.
Rzecz dzieje się we współczesnym Wrocławiu i samo to jest wielkim plusem. Jeszcze jednego kryminału z myszką, opiewającego cudowny miniony świat sprzed wojny chyba bym nie zdzierżyła. Od tego jest Krajewski. A więc rzecz współczesna. Znalezione zostają oskalpowane zwłoki emeryta, ukatrupionego strzałą zatrutą kurrarą. Ha! Znakomite! Rozpoczyna się z grubej rury. I gdyby autor zdołał utrzymać napięcie, które wykształciło się na pierwszych stronicach, mielibyśmy to wielkie, wymarzone dzieło. Zagadkę śmierci staruszka musi rozwiązać komisarz Przygodny, zmęczony wygasłym małżeństwem czterdziestoparolatek, śledczy, po którym możnaby spodziewać się błyskotliwości, a który nieco rozczarowuje ciapowatością (choć może to cwhilowe zaćmienie, a po pomyślnym zakończeniu małżeństwa detektyw powróci do wyśmienitej formy). Śledztwo dość prędko utyka w miejscu, bowiem poza pielęgniarzem, który ma niezbite alibi, dziadka tak naprawdę nie miał kto zabić. Już prędzej znalazłby się motyw. Wprawdzie pojawiają się kolejne, wyrafinowane morderstwa, ale akcja rozmywa się w nieporadnych działaniach policji, fabuła zjeżdża na wątki związane z prywatnym życiem bohaterów, co nie musi być wadą, w tym wypadku nie pomogło jednak w utrzymaniu napięcia. Pod koniec książki wszystko nabiera galopu, by rozwiązać się w sprawnie wymyślonym zakończeniu.
Moje odczucia względem tej książki są dość pstre. No, mieszane. Przede wszystkim życzyłabym sobie rozwinięcia szyny tych egzotycznych zabójstw - kurrara, ta chińska maczuga - uwielbiam takie rzeczy, ale dlaczego nie dowiadujemy się o tym więcej? Brakowało mi wyjaśnienia, skąd morderca wziął tę kurrarę - przeoczyłam, czy rzeczywiście autor pominął to milczeniem? Kalejdoskop postaci nie do końca wzbudził mój zachwyt - Przygodny jest ok, choć nie jest to detektyw na miarę Harry'ego Hole'a. Dość obrzydliwą postacią jest dziennikarz Kuriata, strasznie przerysowany "Frauenhasser" (jak powiedzieliby Niemcy), nienawidzący kobiet, bo... nie zdradzę. Niech czytelnik sam się przekona. Ale mnie to psychologizujące uzasadnienie jakoś nie przekonało. Najlepszy był moim zdaniem polski doktor House, czyli patolog. Świetne riposty, cięty język, gbur jakich mało, miodzio. Takich lubię, w literaturze oczywiście.
Poza tym nie ma się do czego przyczepić. Język potoczysty, gładki, sprawiający, że powieść naprawdę można określić mianem "pageturnera", a to w moim odczuciu duży komplement. Obyczajowe tło zarysowane w wyrazisty sposób, umiarkowana doza odpowiednich dygresji w odpowiednich miejscach, wszystko tak jak lubię. Dziękuję też autorowi, koledze po fachu, za dwa zdania, które mnie całkowicie rozczuliły: "Wyobrażałam sobie, że będę po tych studiach tłumaczyć literaturę, ale rzeczywistość okazała się brutalna. Za przekłady literackie płacą takie grosze, że bez bogatego męża ani rusz." Ha!
A zatem mimo wspomnianej na wstępie niewielkiej dozie rozczarowania mogę polecić tę powieść. Bo pozytywnie wyróżnia się pośród innych. Bo wreszcie ktoś probuje napisać współczesny, dający się czytać, dogłębnie polski bez zaściankowego nabzdyczenia, kryminał. Czyli rozrywkę. I tej rozrywki "Mól i rdza" nam dostarcza. A o to w końcu chodzi. Już ostrzę sobie pazurki na dalszy ciąg.
Moja ocena: 4/5.
Baza recenzji syndykatu Zbrodni w Bibliotece.
Ooo, mamy podobne zdanie co do tej powieści, dobra i tyle. Z drugiej strony może jest tak, że polskie realia i siermiężna rzeczywistość pozwalają na taką a nie inną fabułę, czyli emeryci mordowani dla kasy, z fantazją iście ułańską (kurara i te rzeczy),a nie przebogaci bonzowie dorobieni na niewiadomoczym, z kontami w rajach podatkowych. Może mamy żal o tych emerytów:)).
OdpowiedzUsuńFakt, jak już ułańska fantazja w kwestii narzędzia zbrodni, to musi być siermiężna ofiara i motyw...
UsuńCzy to tylko moje wrażenie, czy w większości nowszych kryminałów postacie są dość szablonowe i różnią się jedynie wykończeniem, że się tak wyrażę?
OdpowiedzUsuńps. wyłącz filtr antyspamowy - ostatni zrobił się bardzo upierdliwy : )
To nie tylko Twoje wrażenie. Ciężko o psychologicznie dobrze skrojonie postacie.
UsuńPS. A gdzie się to cholerstwo wyłącza?
Zdaje się, że muszę zwrócić uwagę na wydawnictwo Oficynka - kiedyś już zaintrygowało mnie Fatum, potem Gdański depozyt, teraz Gdzie mól i rdza... Okładka tej najnowszej publikacji bardzo mi się podoba. Do roboty więc:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście mają ciekawe pozycje. A i okładki niezłe, stonowane, nie krzycząco-kiczowate. Choć czasami nieco ponure. I weź tu człowiekowi dogódź...
UsuńBrzmi interesująco, nazwisko autora kojarzę, ale czy ja wiem czy od kryminałów retro jest tylko Krajewski?
OdpowiedzUsuń"Erynie" mnie trochę zawiodły :P
Nie, Krajewski jest od Wrocławia retro, miałam na myśli. Erynii jeszcze nie czytałam, ale już Liczby Charona mi się spodołaby, choć to nie Wrocław. Ale też retro.
UsuńPoczątek kryminału zapowiada się super, więc mimo tych kilku niedociągnięć chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńPokuś się, warto :-).
UsuńCzytam kolejna pozytywna recenzje, wiec juz dostatecznie nabralam ochoty, zeby przeczytac. Mysle, ze bez tego tez bym sie dala zlapac na haczyk z powodu tytulu i okladki ;P Czasem tak mam ;P
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka się tobie podobała. :) To czekamy na kolejny tom.
OdpowiedzUsuńPoczekam aż w bibliotece będzie. Po recenzji wnoszę, że I tom rokuje perspektywy na dobrą serię o ile autor trochę się rozkręci.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem ma potencjał. Obym się nie pomyliła.
Usuń