Do zabawy zaprosiła mnie Moreni i korzystam z okazji, by trochę powspominać i co nieco obnażyć przed Wami. A niech tam.
Moreni przyznała się do oglądania jakiegoś różowego szkaradzieństwa ze słowem Pony w tytule, to ja mogę się przyznać, że jako dziecko namiętnie oglądałam pewien serial, o którym teraz już pewnie nikt nie pamięta, ale podówczas był on naprawę kultowy. Pamiętacie, jak cała Polska powtarzała za doktorem Sową "gdyby głupota miała skrzydła, to pani latałaby jak gołębica"? No właśnie: "Nemocnice na kraji mesta"! To był dopiero serial!
Kadr z serialu "Szpital na peryferiach" |
Z podobnych klimatów, tylko zza innej granicy:
Yes, "Klinika w Szwarcwaldzie". Niemiecka medyczna precyzja i skomplikowane relacje bogów w bieli. To były prototypy dzisiejszych doktorów hałsów, imerdżensi rumów i innych szikagohołpów, czyż nie?
O "Niewolnicy Izaurze" nie wspomnę, bo to przecież żenada straszna, ale kto nie pamięta innego wyciskacza łez, który leciał zawsze w niedzielę po dzienniku:
"Północ - południe" się to wybitne dzieło nazywało i nie było chyba człowieka, który by nie śledził z napięciem losów Patricka Swayze i takiej jakieś czarnuli przepięknej. Co za namiętności!
A teraz trochę współcześniej. Oglądałam ten serial do jakiegoś czasu, dopóki po którymś entym sezonie i nieoglądniętych paru odcinkach całkowicie straciłam rozeznanie i przestałam rozumieć cokolwiek. Mowa oczywiście o "Zagubionych". Moim zdaniem jeden z najlepszych seriali wszechczasów, przynajmniej do momentu, w którym się pogubiłam, zgodnie z tutyłem zresztą.
Aktualnie mam trzy seriale, które oglądam w miarę regularnie, pod warunkiem że nie przysypiam na kanapie. I tu wchodzimy w klimaty kryminalne, jak na ten blog przystało:
To po pierwsze serial "Bones" o nieprzystosowanej pani doktor Temperance Brennan. Lubię wyraziste postacie.
Po drugie, serial z innym psycholem w roli głównej - The Mentalist (nie wiem, leci to gdzieś po polsku?):
Podoba mi się, jak robi ludzi w konia. I ten nieśmiertelny motyw z Red Johnem - już już się wydaje, że wreszcie wszystko wyjdzie na jaw, a tu figa Red John nadal żyje i ma się dobrze.
I na zakończenie serial o kolejnej kobiecie błyskotliwie rozwiązującej najbardziej skomplikowane zagadki kryminalne, czyli "Crossing Jordan":
Dobra, koniec striptizu. Żebyscie nie mieli zbyt lekko, to i Wy się trochę pomęczcie. Kto się nie wstydzi i ma ochotę, niech się przyłączy do zabawy. Może Aneta, albo Paulina, Viconia, a może Kaye? Nie zapominając o chiara76.
Co zrobić?
1. Opublikuj u siebie na blogu logo taga.
2. Napisz, kto Cię otagował.3. Zaproś co najmniej 5 innych blogów
4. Wymień i opisz kilka swoich ulubionych seriali.
Miłej zabawy!
O, "Bones" miała się i u mnie pojawić, ale jakoś tak wypadła... ^^' I w lubieniu serialu nie przeszkadza mi wcale fakt, że sama miałam okazję pobawić się kraniometrią i to wcale nie wygląda tak błyskawicznie i fikuśnie, jak w serialu (to raczej ciężka, żmudna, wielogodzinna orka na ugorze jest - z resztą, tak samo się o tym wyrażał nasz pan doktor, ćwiczenia prowadzący;))
OdpowiedzUsuńZdanie o gołębicy to jedno z częściej używanych w moim domu powiedzonek, ale dopiero kilka lat temu dowiedziałam się, skąd się wzięło.;) Chociaż szpitali ani czeskich, ani niemieckich(z wyjątkiem jakichś pojedynczych, wyrwanych z kontekstu odcinków) nie oglądałam.
"Lost" to jeden z tych seriali, które męska część mojej rodziny oglądała namiętnie, a który do mnie kompletnie nie przemówił.
"The Mentalist" ponoć na TVN leciał. Wygląda ciekawie, może się nawet kiedyś skuszę.;)
Moreni, nie wiedziałam, że Ty z branży jesteś...:-)
UsuńAle Twoje słowa można w ogóle zageneralizować do wszystkich seriali kryminalnych: to wcale tak nie wygląda, jak nam chcą wmówić.
Z branży raczej nie - po prostu mi się kilka ćwiczeń z kraniometrii trafiło.:)
UsuńJa wiem, że to tak nie wygląda - jeden z moich wykładowców miał zwyczaj pomstować na seriale kryminalne i ich oderwanie od rzeczywistości - jego ulubionym konikiem były kolorowe odczynniki w tamtejszych labolatoriach (większość odczynników w labolatoriach biochemicznych jest doskonale bezbarwna). A o powiększaniu i wyostrzaniu zdjęć w CSI to już komiksy satyryczne po internecie krążą.;)
Lost przestało mnie ciekawić tak po pierwszym sezonie :P
OdpowiedzUsuńPoza tym wtedy chyba emitowane były "Gotowe na wszystko", które podobały mi się bardziej :P
Czy na tym plakacie obok Patricka jest Hugh Jackman? :P
W Niemczech "Gotowe" leciały w inny dzień, więc mogła obejrzeć jedno i drugie... Właśnie, zapomniałach o "desperatkach"!
UsuńGdzie Hugh Jackman? Jaki Hugh Jackman? :-)
Dzięki za zaproszenie! Super pomysł :) ja tez lubię Bones, i to różowe szkaradzieństwo z Pony w nazwie też ;)
OdpowiedzUsuńO kurczę, zaczyna do mnie docierać, że ominęło mnie coś wielkiego (to a propos szkaradzieństwa...)
UsuńMnie "Lost" znudził po 3 sezonie... "Mentalista" ciekawy, czekam z niecierpliwością na nową serię na Canal=. Północ-południe właśnie niedawno sobie odświeżyłam:)
OdpowiedzUsuń"Północ - południe" - to był dobry serial : )"Lost" w ogóle do mnie nie przemówił, a reszty nie znam (poza "Szpitalem na peryferiach" ale to czasy naprawdę odległej młodości : ))
OdpowiedzUsuńPoza Lost oglądamy i oglądałyśmy to samo. Klinikę w Szwarzwaldzie mam całą nagraną na dvd-przegrane z VHS:) Super;)A Szpital na peryferiach i tekst Sztrosmajera o głupocie i gołębicy:)
OdpowiedzUsuńA to Sztrosmajer był tym, który wyprodukował tekst o głupocie!...
UsuńCzy naprawdę nikt nie lubił "Zagubionych"?...
Aneta, pociągniesz dalej łańcuszek? Zaprosiłam cię, niestety :-)
Lostów oglądałam namiętnie przez pewien czas, ale potem już się pogubiłam. Aczkolwiek to dobry serial. Bones - nie oglądałam, ale jestem fanką książek Reichs:)
OdpowiedzUsuńWidzisz, a ja z kolei nie czytałam Reichs, może poza jedną pozycją...
UsuńWłaśnie dodałam moją listę na blogu. Dziękuję za zaproszenie:)
OdpowiedzUsuńDzięki za zaproszenie. Jutro rano opublikuję notkę :)
UsuńLost wciągnął mnie tak do połowy trzeciego sezonu, potem już wszystko było niesamowicie poplątane i przestałam oglądać. "Szpital na peryferiach" też pamiętam, a zwłaszcza doktora Strosmajera i jego najsłynniejsze powiedzonko ;)
Ja też lubiłam Klinikę w Szwardzwaldzie, a oprócz tego z niemieckich - pewnie będziesz się śmiała - Doktora z alpejskiej wioski, tak się to u nas nazywało. A i jeszcze taki serial, który z mamą oglądałam będąc młodą mężatką, nie mogę sobie przypomnieć tytułu, chyba imię kobiece (Anna Maria???) i dalej ...idzie swoją drogą, czy coś w tym stylu o kobiecie, która traci męża w pierwszym odcinku, jakiegoś biznesmena chyba i jej losy, jak sobie daje radę, prowadzi firmę (budowlaną?), ma dzieci, oczywiście jakiś facet się kręci. Rano leciał i sobie razem z mamą przy kawce oglądałyśmy. Mieliśmy kiedyś hurtownię na tyłach domu mamy i zostawiałam męża na godzine na tę okoliczność. Stare czasy
OdpowiedzUsuń1 sesja na medycynie - JUZ NIE CHCE BYC HAŁSEM
OdpowiedzUsuń